"GW" postanowiła przyjrzeć się okolicznościom ostatniej publikacji nagrań rozmów, zarejestrowanych w restauracji Sowa i Przyjaciele. "Taśmy" z zapisem spotkania w 2014 roku z udziałem m.in. ks. Kazimierza Sowy oraz biznesmena Jerzego Mazgaja, opublikowało TVP Info oraz Telewizja Republika.

Reklama

- Wypuszczenie tych nagrań to zaplanowany ruch. W ten sposób ich dysponenci chcą pokazać, że mają haki na opozycję i nie powiedzieli ostatniego słowa - mówi informator "Wyborczej", były oficer służb specjalnych, zajmujący się tą sprawą przed dojściem PiS do władzy. Dodaje, że nie było przypadkiem pojawienie się w rozmowie nazwiska Ryszarda Petru, i że z pewnością nagrań jest "znacznie więcej".

"GW" pisze o tym, że kelner z restauracji Sowa i Przyjaciele Łukasz N., był współpracownikiem służb specjalnych od 2010 roku. To on dostarczał nagrań Markowi Falencie. Ale zdaniem dziennika, kontekst był nieco inny. - Ogon machał psem. To nie on (Falenta) zainspirował Łukasza N., to kelner podsunął mu pomysł w taki sposób, by Falenta myślał, że wszystkim kieruje - mówi rozmówca "Wyborczej". Tym sposobem Falenta miał dostać tylko część zarejestrowanych rozmów. Wszystkie nagrania trafiły zaś do prawdziwych zleceniodawców.

"Wyborcza" wskazuje, że u źródeł afery podsłuchowej może leżeć "kombinacja operacyjna" wrocławskich agentów CBA. Mieli oni - poprzez osobę wpływowego prawnika, Martina Bożka - mieć kontakty z Mariuszem Kamińskim, pierwszym szefem Biura, a dziś ministrem koordynującym służby specjalne.

Afera podsłuchowa wybuchła trzy lata temu, kiedy "Wprost" ujawnił nagrania z warszawskich restauracji, gdzie zarejestrowano rozmowy m.in. polityków rządu i pozostającej wówczas u władzy Platformy Obywatelskiej. CZYTAJ WIĘCEJ >>>