Grzegorz Kowalczyk: Większość parlamentarna dąży do zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Uważa Pan, że to dobre rozwiązanie?
Kornel Morawiecki: Rozumiem argumenty ekologów. Musimy dbać o to, aby zwierzęta nie były dręczone w klatkach i miały zapewnione jak najbardziej humanitarne warunki. Jednak niszczenie całego przemysłu uważam za decyzję złą i lekkomyślną. To pozbawienie naszej gospodarki zysków z branży. Duńczycy jako potentat w hodowli zwierząt futerkowych bardzo dobrze radzą sobie z problemem zanieczyszczeń czy odoru. Powinniśmy wziąć z nich przykład. Nie zapominajmy, że jesteśmy jednym z liderów w produkcji drobiu, a przemysł futrzarski utylizuje odpadki z takich ferm – zjadają je norki. Decyzja o likwidacji hodowli zwierząt futerkowych może spowodować większe szkody niż nam się wydaje. Nie należy więc podejmować pochopnych społecznie kroków.
Jak ocenia Pan rekonstrukcję w rządzie Premiera Mateusza Morawieckiego? To otwarcie się na centrowy elektorat?
To z jednej strony rząd kontynuacji solidarnościowej o wyraźnie prospołecznym nastawieniu. Z drugiej zaś m.in. poprzez sylwetkę samego Premiera, jego pełną sukcesów przeszłość biznesową, obycie na świecie i wysoki status ekonomiczny, zbliża się do ludzi, którzy czują się odsunięci od wpływów przez obecne władze. Dlatego myślę, że zmiany personalne mogą poszerzyć elektorat rządzących.
No właśnie – czy to wciąż rząd PiS? Na stanowiskach ministrów i wiceministrów jest kilku dawnych członków Platformy Obywatelskiej. Nie zniechęci to tradycyjnego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości?
To jest rząd Polski. Ta różnorodność, o której Pan mówi nie przeszkadza w stawianiu na mądrych, odpowiedzialnych i kompetentnych ludzi, jest korzystna. Poszerzanie spektrum poglądów może się przydać zarówno politycznie, jak i wyborczo.
Czy pańskie stanowisko wobec przyjmowania uchodźców uległo zmianie?
Nie powinniśmy pytać "czy należy ich w ogóle przyjmować", lecz "w jaki sposób mamy to zrobić". To ogromny problem cywilizacyjny przed którym stoi Europa z Polską włącznie. Musimy znaleźć odpowiedź. Nie będzie to łatwe i nie uważam, że uda się to zrobić przy pomocy jednego genialnego rozwiązania, ale powinniśmy ze sobą rozmawiać i szukać porozumienia. Po prostu nie ma innego wyjścia. Mam w tej kwestii inne zdanie niż mój syn. Prywatnie możemy się spierać, ale nie widzę powodu, aby robić to publicznie. Szanuję jego stanowisko.
Czy koło Wolni i Solidarni będzie rozszerzać się o nowych posłów?
Na razie mamy sześciu członków, chcielibyśmy osiągnąć status klubu, choć jest to trudne. Prowadzimy różne rozmowy i staramy się poszerzać swoją siłę w Sejmie. Nie zapominamy również o działaniach w terenie w regionach. Budujemy partię Wolni i Solidarni, która przygotowuje się do nieodległych wyborów samorządowych.
Praca w terenie odbywałaby się w ramach obozu Zjednoczonej Prawicy?
Będziemy zarówno współpracować jak i konkurować. Prowadzimy wstępne rozmowy w tej sprawie z kierownictwem PiS. Tam gdzie będziemy wystarczająco silni będziemy starali się wystawić własnych kandydatów na prezydentów miast, wójtów i burmistrzów.
Koło Wolni i Solidarni opowiada się utrzymaniem dotychczasowego prawa aborcyjnego?
Jako koło nie zajęliśmy żadnego stanowiska – wybory posłów powinny być indywidualne i zgodne z ich sumieniem. Osobiście wstrzymałem się od głosu w obydwóch głosowaniach dotyczących tej materii – zarówno wobec projektu poszerzającego jak i ograniczającego dokonywanie aborcji. Uważam, że kompromis osiągnięty ponad dwadzieścia lat temu jest najlepszy dla Polski i najłatwiejszy do akceptacji przez społeczeństwo. Spór aborcyjny niepotrzebnie osłabia nas jako naród. Najlepiej byłoby zaakceptować obecny stan prawny.