- To było 20 lat temu, dokładnie nie pamiętam, ale ok. 40 tys. zł miesięcznie. Ze wszystkim - powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską Hanna Gronkiewicz - Waltz, była prezydent Warszawy i była prezes NBP.
- To mniej niż niektóre obecne dyrektorki od spraw komunikacji - podkreśliła.
W ten sposób odpowiedziała na pytanie o własne zarobki, gdy była prezesem NBP. Przyznała, że były przypadki, że ktoś zarabiał więcej, ale nie w administracji, marketingu czy komunikacji.
Jak powiedziała Gronkiewicz-Waltz, byli to specjaliści z nadzoru bankowego, z zakresu polityki pieniężnej, którzy zajmowali się rozliczeniami i nowymi technologiami.
Przyznała, że w niektórych latach dostawała premię, dochodziła też tzw. wysługa lat, ale nawet biorąc wszystko pod uwagę, nie jest to kwota, którą należy ukrywać.
Hanna Gronkiewicz - Waltz przyznała, że zarówno ścisłe kierownictwo Giełdy, jak i NBP było zawsze opłacane lepiej niż minister. W ustawie o prawie bankowym znalazł się zapis, że zarobki muszą tu być konkurencyjne wobec średniej w tej branży. - Był moment, kiedy ludzie uciekali nam do komercyjnego banku - przyznaje.
Obecne opory prezesa NBP Adama Glapińskiego przed upublicznieniem zarobków swoich pracowników tłumaczy jego obawą przed ujawnieniem dysproporcji. - Myślę, że Glapiński boi się pokazać, że jedna, dwie, trzy osoby zarabiają bardzo dużo, a inne mniej - dodała.