Już wiemy, że premierem będzie Donald Tusk i taki wybór jest trafny. Prawdę mówiąc, trudno wyobrazić sobie innego kandydata na to stanowisko. Tusk sprawdził się jako lider partii opozycyjnej, więc zobaczymy, czy się sprawdzi jako szef rządu.

Reklama

Przy wyborze reszty składu Rady Ministrów warto się jednak zastanowić, czy rzeczywiście wszystkich trzeba zmienić. Jest bowiem kilka osób, których nie warto wymieniać tylko dlatego, że swoją funkcję pełnili w poprzedniej kadencji. A mówię o tych, którzy się już sprawdzili i nie kojarzą się z polityczną walką, ale z pracowitością. Dlatego myślę, że na stanowisku ministra kultury mógłby pozostać Kazimierz Ujazdowski, który potrafił zyskać respekt w środowiskach artystycznych, a także miał wiele ciekawych pomysłów.

Uważam też, że jednym z najpracowitszych ministrów tego rządu była Joanna Kluzik-Rostkowska, która powinna stanąć na czele resortu pracy. W moim przekonaniu jest to osoba rozsądna, bezkompromisowa i warto, by skończyła wszystkie te projekty, które zdążyła rozpocząć w ostatnich latach. Innym - zresztą bardzo słusznie wychwalanym ministrem, który udowodnił, że jest niezależnym ekspertem - była Grażyna Gęsicka. Ona również powinna pozostać w rządzie i zajmować się sprawami unijnymi.

Wbrew wszelkim opiniom i przypuszczeniom - dobrym ministrem sportu okazała się Elżbieta Jakubiak, która - w moim przekonaniu - wykazała się umiejętnością skutecznego działania.

W rządzie widziałabym również miejsce dla Kazimierza Marcinkiewicza. Były premier powinien zająć się transportem. Tym bardziej, że jako szef rządu obiecał Polakom autostrady - teraz miałby szansę się wykazać...

Z racji koalicji stanowisko ministra rolnictwa, a także wicepremiera oczywiście powinno przypaść Waldemarowi Pawlakowi. Uważam, że do polityki powinien również powrócić Jan Rokita i dostać ministerstwo, o którym marzył już po poprzednich wyborach - czyli MSWiA.

Nie powinno zabraknąć też miejsca w nowym rządzie dla Radka Sikorskiego, który - moim zdaniem - powinien wrócić na stanowisko szefa MON. Trzeba pamiętać, że to właśnie Sikorski potrafił stawiać twarde warunki w negocjacjach z Amerykanami w sprawie tarczy antyrakietowej. Był też szanowany przez wojsko.
A kto na szefa dyplomacji? Myślę, że tu kandydatów jest dwóch. Na czele MSZ mógłby ponownie stanąć profesor Władysław Bartoszewski, ale dobrym szefem dyplomacji mógłby być też Jerzy Buzek, który wbrew temu, co się o nim mówi, umiał załatwić odszkodowania dla przymusowych pracowników, ma wielkie zasługi w sprawie Nicei oraz przy budowie gazociągu północnego.

Reklama

Największy problem pojawia się jednak przy obsadzaniu Ministerstwa Zdrowia. Ten resort to gorący kartofel i najlepiej jakby znalazł się w rękach spokojnego Konstantego Radziwiłła. Można by się zastanowić też nad kandydaturą byłego dyrektora szpitala MSWiA Marka Durlika, który wykazał się umiejętnościami sprawnego zarządzania i fantastycznie wyprowadził swój szpital z długów.

W Ministerstwie Sprawiedliwości miejsce Ziobry powinien przejąć Andrzej Zoll, który jest człowiekiem racjonalnym i wyważonym. Na czele CBA postawiłabym zaś Bogdana Borusewicza - człowieka uczciwego, ale bez widocznej obsesyjności.

Edukację i szkolnictwo powierzyłabym z kolei rektorowi krakowskiej wyższej szkoły im. Tischnera - Jarosławowi Gowinowi. Nie mam wątpliwości, że świetnie by sobie z tym resortem poradził.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że taki rząd nie mógłby powstać, bo PO i PiS dzieli przepaść nie do przeskoczenia. A szkoda. Bo mogłoby w Polsce stać się tak jak we Francji - można by stworzyć rząd ponad podziałami i pokazać, że od kłótni ważniejsze jest konstruktywne działanie.