Dlatego kilka godzin po chwili, w której ciężkie drzwi kancelarii premiera otworzyły się przed premierem Donaldem Tuskiem, wolę zapytać: Tusku, chcesz? A jeśli tak, to czego? I jak bardzo?

Reklama

Najpierw jedna odpowiedź: na pewno chce Tusk zmiany stylu i języka. Kiedy kilka miesięcy temu sztabowiec PO opowiadał mi, że jeśli jego partia wygra wybory, to premier Tusk podjedzie pod kancelarię premiera zwykłym busikiem - nie wierzyłem. A jednak, zrobił to.

Oczywiście, pojutrze pędził będzie na lotnisko na sygnale, a jadące z przodu kolumny rządowej policyjne radiowozy jak zawsze będą rozpychały stojące w korkach samochody. Pewnych rzeczy po prostu nie da się zmienić. Tak jak nie można zrezygnować z ochrony rodziny premiera. Ale na pewno będzie skromniej i spokojniej. Ze świadomie wybieranymi frontami walki, z intencją, by to nie konflikt i emocje budowały rządową agendę. Warto i trzeba to docenić. Polska polityka stanie się dużo bardziej przewidywalna.

Czego jeszcze chce Donald Tusk? Co z przedwyborczych planów uważa za realne? Nie wyczytamy tego z projektu deklaracji koalicyjnej PO - PSL, bo to zaledwie 320 słów i żadnych konkretów. Nie dowiemy się z pierwszych wystąpień szefa rządu, bo na razie poprzestaje na deklaracjach że będzie premierem "serdecznie twardym, dobrym, ludzkim i konsekwentnym". Tylko znowu: twardym w czym? Dobrym dla kogo? Konsekwentnym na jakiej drodze?

Nie pytam, by psuć smak miodowego miesiąca. Nie po to, by wróżyć klęskę. Każdy, kto dobrze życzy Polsce, musi dobrze życzyć ekipie obejmującej władzę na cztery lata, na dodatek z tak wielkim społecznym poparciem. Sama myśl, że moglibyśmy je zmarnować, mrozi serce. Świadomość, że nowa władza może ulec niektórym podpowiadaczom i skupić się na politycznej zemście na poprzednikach, zasmuca. Bo jeśli tak, to nie będzie autostrad, zwiększą się kolejki do lekarzy, a posada na zmywaku w Irlandii dalej będzie atrakcyjną propozycją dla polskiego magistra.

I dlatego od dzisiaj, każdego dnia, należy przypominać premierowi Donaldowi Tuskowi, że jeśli on sam nie napisze swojej ekipie precyzyjnego planu rządów, nie zdefiniuje celów, nie będzie ich egzekwował, to kluczowe miesiące zmarnuje na kąpanie się w popularności. Albo ekstrawaganckie, nierealne pomysły jak likwidacja numerów NIP i REGON. Stwierdzenie, że im dalej od wyborów, tym trudniej o decyzje, im dłużej w gabinetach, tym ciężej o determinację, jest banałem. Ale jakże prawdziwym.

Dlatego powtarzam: czego pan chce, panie premierze? Nie oczekuję wielkich elaboratów, nie chcę grubej księgi planów i zamierzeń. Niech pana expose będzie najkrótsze w historii, niech ogranicza się do kilku kluczowych według pana punktów. Ale niech będzie maksymalnie konkretne. W przeciwnym wypadku inni napiszą za pana rządowy scenariusz. Na pana koszt.