Sprawa oświadczeń majątkowych Mariana Banasia, z czasów gdy był wiceministrem finansów, szefem Krajowej Administracji Skarbowej, ministrem finansów i prezesem NIK, nabrała tempa po jesiennych wyborach. CBA zakończyło kontrolę w połowie października, a 29 listopada zawiadomiło prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Data jest istotna, bo jest momentem zaostrzenia konfliktu na linii PiS – prezes NIK. Dzień wcześniej prezes Jarosław Kaczyński z ministrem koordynatorem służb specjalnych oraz szefem MSWiA Mariuszem Kamińskim nakłaniali Banasia do rezygnacji.
Następnego dnia szef NIK złożył na ręce marszałek Sejmu rezygnację, co opisaliśmy w DGP. Ta nie została jednak przyjęta i wróciła do nadawcy z propozycją inaczej sformułowanej dymisji, w której miało się znaleźć wskazanie, że ma go zastępować wiceprezes NIK i były poseł PiS Tadeusz Dziuba. Ostatecznie Banaś porzucił pomysł ustąpienia ze stanowiska. W oświadczeniu dla mediów potwierdził jednak, że był do tego gotów.
Gdy okazało się, że jego rezygnacja jest nieaktualna, pismo z CBA trafiło do prokuratury. Ta potrzebowała zaledwie dwóch dni, aby wszcząć śledztwo. Prezes NIK nie pozostawał jednak bierny i zadał bolesny cios w otoczenie prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Kontrola NIK wykazała wiele nieprawidłowości przy jednym ze sztandarowych projektów resortu "Praca dla więźniów”. Pilotował go jako wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. NIK uznał, że wyniki kontroli uzasadniają złożenie kilkunastu zawiadomień do prokuratury.
Po tych wydarzeniach zapanował względny spokój pomiędzy PiS a Banasiem. Zawieszenie broni nie trwało jednak zbyt długo. NIK ogłosił bowiem pod koniec stycznia plan kontroli na 2020 r. Na liście znalazły się m.in. wojsko, Służba Ochrony Państwa, Narodowy Fundusz Zdrowia czy Telewizja Polska. W partii rządzącej zostało to odebrane jako zbieranie amunicji na wypadek kolejnej eskalacji konfliktu i ewentualnych działań organów ścigania wobec szefa izby.
Cisza w sprawie trwała do wczoraj, kiedy agenci CBA na zlecenie prokuratury weszli do mieszkań, których Banaś jest właścicielem lub współwłaścicielem. Pojawili się także w siedzibie NIK. Do zamknięcia wydania nie było wiadomo, czy do przeszukania doszło.
Urzędnicy Izby podkreślają, że ich szefa chroni immunitet. W całej sprawie wątpliwości budzi to, czy można prowadzić przeszukania u osoby nim chronionej. Prezes NIK na mocy art. 206 konstytucji ma taką ochronę. "Nie może być bez uprzedniej zgody Sejmu pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności. Prezes NIK nie może być zatrzymany lub aresztowany, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. O zatrzymaniu niezwłocznie powiadamia się Marszałka Sejmu, który może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego” – mówi konstytucja.
Podobny zapis dotyczy parlamentarzystów. Gdy w 2014 r. na zlecenie prokuratury agenci CBA przeprowadzili przeszukanie u ówczesnego posła PSL Jana Burego, ten złożył zażalenie, twierdząc, że immunitet uniemożliwia podjęcie takich działań. Posiłkował się ekspertyzami prawnymi. Na zlecenie Biura Analiz Sejmowych przygotowało je m.in. dwóch konstytucjonalistów, prof. Marek Chmaj i dr Ryszard Piotrowski. Twierdzili wówczas, że przeszukanie pomieszczeń zajmowanych przez parlamentarzystę bez uchylenia mu immunitetu jest naruszeniem konstytucji. Ówczesny prokurator generalny Andrzej Seremet przekonywał jednak, że czynności były prawidłowe, a immunitet nie chroni posła przed przeszukaniem w postępowaniu przygotowawczym. Sąd przyznał w tej sprawie rację prokuratorom. Czy tak będzie w przypadku prezesa NIK? Ryszard Piotrowski nie komentuje konkretnych decyzji sądu, ale zwraca uwagę, że przepisy konstytucji nie pozwalają na uchylenie ochrony, jaką daje immunitet, bez zastosowania odpowiednich mechanizmów.
– W przypadku prezesa NIK czy parlamentarzystów wymagana jest zgoda Sejmu na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej lub pozbawienia wolności. Zdaję sobie sprawę, że sądy wielokrotnie oddalały zażalenia na przeszukania posłów, ale nie podzielam poglądu, w którym wykonywanie takich czynności jest zgodne z zapisami konstytucji – mówi DGP.