"Jestem gotowa działać. Chcę współpracować z organizacjami kobiecymi i feministycznymi, by pomagać kobietom, które znalazły się w takiej sytuacji jak ja" - mówi.

Krawczyk wzięła udział w konferencji "Niemoralne propozycje. Mobbing i molestowanie w miejscu pracy", zorganizowanej w Warszawie przez organizację feministyczną "Feminoteka". Kobiety przygotowały znaczki z napisem "Wierzę Anecie Krawczyk". "Doszłam do wniosku, że jeśli moja historia może komuś pomóc, dodać siły do walki o swoje prawo, to powinnam tam być. Chcę wspierać kobiety, które doświadczają molestowania" - mówi Krawczyk.

Reklama

Organizacja planuje kolejne akcje z jej udziałem. "Jej sobotnie wystąpienie wywołało ogromne poruszenie. Już teraz zgłaszają się do nas kobiety, które były molestowane, ale dotąd bały się o tym mówić" - mówi Anna Czerwińska z "Feminoteki". Krawczyk nie ukrywa, że feministki są jak na razie jedynym środowiskiem, które stanęło po jej stronie. "W sobotę po raz pierwszy miałam odwagę pomyśleć o sobie jako o ofierze seksafery" - mówi Krawczyk.

W grudniu 2006 roku zdecydowała się publicznie opowiedzieć o praktykach wykorzystywania seksualnego kobiet w Samoobronie. Sprawa, w której przewijały się nazwiska liderów Samoobrony, natychmiast trafiła na czołówki gazet. Krawczyk opowiadała m.in. o wykorzystywaniu jej przez Andrzeja Leppera oraz o pracy w biurze poselskim Stanisława Łyżwińskiego, gdzie miała dostawać pensję dopiero, gdy zgodziła się uprawiać seks. Jej wersję wydarzeń potwierdzały kolejne kobiety. Zarzuty w sprawie seksafery usłyszeli obaj liderzy partii.

Reklama

Wiarygodność Krawczyk mocno jednak ucierpiała, kiedy kobieta nie potrafiła wskazać ojca swojej najmłodszej córki. Badania genetyczne wykluczyły ojcostwo Łyżwińskiego. Ostatecznie przyznała, że ojcem jej dziecka jest przygodnie poznany mężczyzna na dworcu w Piotrkowie. "To było straszne. Ciągłe opluwanie mnie w mediach, pomawianie i upokarzanie. To mnie przedstawiano jako winną tej sytuacji. Wiedziałam, że ujawniając prawdę, wystawię się na ataki. Ale nie przypuszczałam, że będzie aż tak ciężko" - opowiada nam Aneta Krawczyk.

Politycy mają mieszane opinie na temat zaangażowania się Anety Krawczyk w działalność społeczną. Choć Elżbieta Radziszewska z PO nazywa ją "niezwykle odważną kobietą", to uważa, że z działalnością publiczną powinna zaczekać do wyroku sądu w sprawie seksafery. Inaczej wypowiada się Izabela Jaruga-Nowacka: "Nikt tak nie zrozumie i nie pomoże kobiecie doświadczającej molestowania jak inna kobieta, która sama to przeżyła" - mówi posłanka LiD. I dodaje. "Bardzo potrzebujemy wiedzy o prawach kobiet. Aneta Krawczyk zrobiła więcej w tym temacie niż jakikolwiek polityk".

Krawczyk nie zamierza jednak czekać. "Pamiętam, jak sama się czułam: brudna, gorsza i bezużyteczna. Myślałam sobie, że inni nie powinni się ze mną w ogóle kontaktować. Naprzeciw siebie miałam człowieka o nieskazitelnie czystym wizerunku, którego wspierał Tymochowicz. W takiej sytuacji najważniejsze jest, by nie być samemu. Trzeba szukać pomocy u psychologa albo w powołanych do tego organizacjach" - mówi bezrobotna dziś Krawczyk.