"Trzymamy kciuki za Obamę. Im jego notowania będą bardziej rosły, tym Bush łatwiej pójdzie na ustępstwa" - ujawnił wczoraj DZIENNIKOWI taktykę rządu wysoki rangą polski dyplomata. I dodał, zacierając ręce: "Po raz pierwszy udało nam się wprowadzić Amerykanów w pewne zaniepokojenie".

Reklama

Czarnoskóry senator z Chicago, podobnie jak jego główni konkurenci w walce o nominację Partii Demokratycznej, są mocno sceptyczni wobec tarczy. I jeśli do czasu, gdy dojdą do władzy, nie będzie w tej sprawie porozumienia między Waszyngtonem i Warszawą, przedsięwzięcie może upaść.

Jednak Donald Tusk wykluczył wczoraj porozumienie z Amerykanami bez zabezpieczenia przez nich polskiego nieba systemami obrony powietrznej i zawarcia przez Waszyngton umowy wojskowej, która da nam dostęp do broni najnowszej generacji. "Czuję się odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polaków, a nie za bezpieczeństwo Amerykanów. Będziemy prowadzić negocjacje dokładnie w tym kierunku: instalacja antyrakietowa pod warunkiem, że inne efekty tych negocjacji zwiększą, a nie zmniejszą bezpieczeństwo Polski" - oświadczył wczoraj szef rządu.

Pokerowa zagrywka Tuska zaczyna już przynosić efekty. W połowie przyszłego tygodnia do stolicy przyleci zastępca sekretarza stanu Daniel Fried - dowiaduje się DZIENNIK. "Oczekujemy, że przywiezie odpowiedź Amerykanów na nasze postulaty" - mówi Witold Waszczykowski, wiceszef MSZ odpowiedzialny za rokowania w sprawie tarczy. Zaś we wtorek do MSZ zadzwonił zaniepokojony utwardzeniem polskiego stanowiska amerykański negocjator John Rood. I zgodził się na podjęcie szczegółowych rozmów o polskich postulatach.

W połowie przyszłego tygodnia do Waszyngtonu uda się z kolei szef MON Bogdan Klich. Wczoraj i on postawił Amerykanom poprzeczkę bardzo wysoko. "Bez uzupełnienia amerykańskiej oferty systemem obrony przeciwlotniczej polskiemu rządowi będzie niezwykle trudno zgodzić się na instalację" - ostrzegł w wywiadzie dla Agencji Reutera. "Obecność bazy USA z pewnością powoduje, że polska przestrzeń powietrzna staje się bardziej zagrożona. Dla nas kluczową kwestią jest włączenie Polski do amerykańskiego systemu obrony, tak aby nasi amerykańscy sojusznicy mieli o wiele większą motywację przyjścia nam z pomocą, jeśli, niech Bóg broni, nasze bezpieczeństwo będzie zagrożone" - dodał.

Taką retoryką zaniepokojony jest prezydent. Wczoraj poprosił ministra Klicha na konsultacje w sprawie taktyki prowadzenia rokowań z Amerykanami. Lech Kaczyński już podczas wrześniowej wizyty w Waszyngtonie uznał, że budowa w Polsce bazy jest "przesądzona”.

"Warunki, jakie rząd Tuska stawia Amerykanom, są zaporowe i mogą spowodować, że Waszyngton nie będzie w stanie ich spełnić, a baza nie powstanie. Trzeba oddzielić sprawę ochrony polskiego obszaru powietrznego od długotrwałej obecności wojskowej USA w Polsce, co jest najlepszą gwarancją naszej niepodległości" - przekonuje DZIENNIK minister obrony w rządzie PiS Aleksander Szczygło.

Reklama

Czołowi kandydaci w amerykańskich wyborach prezydenckich wyraźnie się podzielili zgodnie z partyjnymi barwami w odniesieniu do projektu obrony przeciwrakietowej. John McCain, Rudy Giuliani i inni Republikanie jasno zapowiadają, że będą kontynuowali projekt Busha i nie dadzą się zastraszyć ostrą retoryką Kremla. Demokraci: Barack Obama, Hillary Clinton i John Edwards są natomiast w tej sprawie bardzo powściągliwi, a nawet niechętni.

Wynegocjowanie porozumienia z Amerykanami w ciągu 10 miesięcy, jakie pozostały do wyborów, jest wciąż możliwe - podkreśla jednak Waszczykowski. "Rozmowy o szczegółach technicznych funkcjonowania bazy są bardzo zaawansowane. Podtrzebne są teraz tylko rozstrzygnięcia polityczne" - dodaje.