Platforma nie przygotowała się do rozwiązywania polskich problemów. Z całą pewnością przygotowała się natomiast do wypełnienia swoich zobowiązań wobec sił, które ją przez minione dwa lata popierały. To siły związane z wielkim kapitałem, różnego pochodzenia, i innymi uprzywilejowanymi grupami, które poczuły się w ciągu ostatnich dwóch lat zagrożone.

Reklama

Działalność ministra Ćwiąkalskiego pokazuje, że PO ostentacyjnie wywiązuje się z tych zobowiązań. Korzystając z ochrony medialnej robi takie rzeczy, które dla innej władzy byłyby niesłychanie kompromitujące.

PO niewątpliwie przygotowała się też do atakowania PiS. Nieustannie szuka dziury w całym. Posługując się idiotycznymi pretekstami przypisuje różnorakie nadużycia ludziom PiS, w tym prezydentowi. Mówi o jakichś dwóch milionach wydanych przez cztery lata na wydatki reprezentacyjne, gdy Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy. Stosuje chwyty nie tylko poniżej pasa, ale poniżej wszelkiej krytyki ogłaszając, że za kilkaset złotych kupiono wino na konferencję w sprawie biednych. Niestety to jest kupowane przez część mediów.

Z pewnością PO przygotowała się też do likwidacji walki z korupcją - niszczy CBA i inne instytucje, które wytoczyły wojnę korupcji. Platforma odrzuciła zarazem zasadę, że ludzie z „wyższych sfer” nie są ponad prawem.

Reklama

Nieprzygotowanie Platformy Obywatelskiej do merytorycznego rządzenia widać jak na dłoni. Donald Tusk obiecywał osobiście, że lekarze, nauczyciele itd. zaczną świetnie zarabiać. Mieliśmy mieć cuda i drugą Irlandię. Tymczasem mamy do czynienia z kompletnym nieprzygotowaniem. A przecież wiadomo było, że rząd będzie musiał się zmierzyć z problemami m.in. w służbie zdrowia.

Niezależnie od tego, jak bardzo dziś PO próbuje nas atakować, PiS przygotował rozwiązania tych problemów. W tym roku miały być przekazane dodatkowe 4 mld złotych z funduszu pracy. Od 2009 r. składka miała rosnąć 1 procent rocznie. Platforma nie podjęła tego planu. Choć podwyższenie składki jest niepopularne, to pieniądze trzeba skądś wziąć. Fundamentem rozwiązania problemów służby zdrowia jest bardzo istotne zwiększenie nakładów. Bez większych pieniędzy jedyne, co można robić, to mieszać herbatę bez cukru z nadzieją, że od tego będzie słodka. Nie będzie. Wystarczy spojrzeć, ile wydaje się na ten cel w innych krajach. Dlatego PiS domaga się, by składka zdrowotna docelowo od 2013-2014 roku wynosiła 13 proc., a wydatki na służbę zdrowia osiągnęły poziom 6 proc. PKB. Te dodatkowe pieniądze można by przeznaczyć na wzrost płac oraz na procedury medyczne. Donald Tusk totalnie to kwestionuje mówiąc, że pieniądze wypływają z systemu. Oczywiście wypływają, ale to nie jest główny problem.

Kiedy sprawowaliśmy władzę, planowaliśmy na przełomie 2010 i 2011 roku zaspokoić roszczenia sformułowane latem ubiegłego roku przez lekarzy i pielęgniarki. Planowaliśmy też podwyżki dla nauczycieli na poziomie mniej więcej 10 proc. rocznie. Ten rząd nie ma żadnych poważnych propozycji dla tych grup. Platforma przy głośnej kampanii propagandowej zabrała kilka milionów z budżetu Kancelarii Premiera czy Kancelarii Prezydenta. To oczywiście nie ma żadnych pozytywnych skutków, natomiast trochę tym instytucjom utrudni życie. PO zadbała też o to, by w każdym medium pojawiła się informacja, że premier lata samolotami rejsowymi. Samoloty rządowe są rzeczywiście tak stare, że może lepiej nimi nie latać, ale działania Platformy to czysta propaganda i tani populizm. Kryje się za tym bezradność oraz jeśli chodzi o służbę zdrowia - obawiam się - plan sformułowany przez panią Sawicką.

Reklama

Dochodzi zatem do sytuacji, w której bezradność władzy styka się i będzie się stykała z problemami społecznymi. Nastroje społeczne nie będą zatem zbyt dobre. Ogromną rolę mogą odegrać media. Jeżeli skończy się medialna ochrona rządu, to wtedy Tusk będzie zmuszony, by zacząć inaczej działać. Pytanie tylko, czy umie. Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że jest dobrze przygotowany medialnie, natomiast wypełnianie funkcji premiera to jednak przede wszystkim rządzenie, podejmowanie decyzji i siedzenie nad papierami po kilkanaście godzin dziennie, także w weekendy – a nie popadanie w histerię, że tych papierów jest dużo. To ogromny wysiłek, wymagający systematyczności i jasnej wiedzy, co w poszczególnych resortach trzeba zrobić. Ja napisałem instrukcje dla wszystkich resortów, bo orientowałem się, co tam trzeba zrobić. Jeżeli Donald Tusk się nie orientuje, to znaczy, że nie powinien być premierem. A sprawia wrażenie, jakby się kompletnie nie orientował.

Rząd Tuska, póki co, ma wysokie notowania. To efekt powyborczej euforii, która pewnie jakiś czas jeszcze będzie trwała. Co będzie dalej, znów w ogromnej mierze zależy od postawy mediów. A te, głównie media elektroniczne, są bardzo rządowi przychylne. Medium, które od dawna tworzy wzorzec wsparcia dla Platformy i niebywałej agresji wobec PiS, jest TVN. Jednocześnie znaczna część mediów, z „Gazetą Wyborczą” na czele, narzuca myślenie, że ktokolwiek się choćby trochę od tego wzorca agresji wobec PiS i poparcia dla PO odchyla, zasługuje na ostracyzm środowiska i wyzywanie od „dziennikarzy reżimowych”. Wbrew pozorom taki stosunek do rządzących w dużej mierze prezentuje też TVP. Ogromna większość jej dziennikarzy bez żadnych wątpliwości popiera PO. To widać na ekranach. Jeśli ta sytuacja się nie zmieni, wysokie notowania rządu mogą się utrzymywać długo. Jeżeli zaś tego krytycyzmu będzie więcej, oczywiście poparcie będzie spadało. Choć bardzo dużo będzie też zależało od sytuacji gospodarczej.

Nie sądzę więc, by doszło do gwałtownego spadku poparcia dla Platformy. Chyba żeby konflikty społeczne się skumulowały i doszło do jakiegoś bardzo spektakularnego momentu. Podobnego do blokad rolniczych z 1999 roku, bardzo nagłośnionych i podsycanych przez telewizję Kwiatkowskiego, które spowodowały spadek notowań AWS. Choć nie spodziewam się jakiegoś ogromnego kryzysu społecznego i w żadnym razie go sobie nie życzę.

Prawdopodobnie powoli i nie bez zwrotów społeczeństwo zacznie natomiast bardziej racjonalnie oceniać skutki rządzenia PO. Będzie się to działo powoli. Przy poprawiającej się sytuacji gospodarczej w jakiejś mierze można bowiem zaspokajać żądania społeczne.

PO stoi w swoistym rozkroku. Z jednej strony oczekiwania wobec niej formułuje biznes. Nieustannie domaga się obniżenia podatków i innych świadczeń. Chociaż zwracam uwagę, że są one w Polsce niższe niż np. w Irlandii, co temu krajowi wcale nie przeszkodziło odnosić sukcesów gospodarczych. Z drugiej zaś strony są potrzeby społeczne, których znikąd nie da się zaspokoić. Nie da się utrzymać aparatu państwowego w Polsce za pieniądze, jakie w tej chwili się na to przeznacza. Pracownicy tzw. budżetówki wobec rozlicznych propozycji pracy nie będą pracować za półdarmo. Nie rozumieją tego np. ekonomiści, dla których jest oczywiste, że oni muszą zarabiać kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, ale policjantom daliby 1,2 tys. zł. Wcielanie ich postulatów w życie, w warunkach biedy i bezrobocia, powodowałoby skorumpowanie i niewydolność aparatu państwowego. W warunkach prosperity aparat po prostu się rozjedzie.