O tym, że rządowa delegacja lecąca na międzynarodowy szczyt musi być na granicy specjalnie traktowana, nikogo nie trzeba przekonywać. Ale po co na przykład żonie prezydenta Kielc czy Radomia paszport dyplomatyczny?

Reklama

Z uzasadnienia dołączonego do projektu wynika, że prezydent chce rozszerzenia grona dyplomatów, by lepiej ich chronić. O jaką ochronę chodzi - nie wiadomo. Dziennikowi.pl nie udało się uzyskać od Kancelarii Prezydenta wyjaśnień w tej sprawie.

"Rozszerzanie grupy uprawnionych to kompletny absurd. Paszport dyplomatyczny to i tak już przeżytek" - oburza się Wojciech Olejniczak z LiD. I tłumaczy, że sam korzysta z prywatnego paszportu, bo to żadna różnica.

Ale są i tacy, dla których paszport dyplomatyczny to łakomy kąsek. Jak dowiedział się dziennik.pl, przedstawiciele Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych chcą, by także on znalazł się na nowej liście uprawnionych.

"Nie widzę żadnej potrzeby rozszerzania grupy ludzi uprawnionych do paszportu dyplomatycznego" - mówi dziennikowi.pl poseł Marek Biernacki, szef sejmowej komisji spraw wewnętrznych.

Reklama

A jego partyjny kolega, wiceszef klubu PO Grzegorz Dolniak, uzupełnia: "Nie służyłoby to niczemu innemu niż zapewnieniu nowej grupie przywilejów, niezwiązanych z pełnioną funkcją. Chodzi na przykład o przepuszczanie przez granice poza kolejnością".

Komisja na razie skierowała prezydencki projekt do podkomisji. Ale wygląda na to, że w końcu wyląduje on w koszu.

Reklama

Prezydent chciałby, by dyplomatyczny dokument mieli np.: szefowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, marszałkowie województw, prezydenci miast powyżej 200 tysięcy mieszkańców, w dodatku z rodzinami.

Paszport dyplomatyczny uprawnia m.in. do przekraczania granicy bez odprawy i kontroli bagażu.