Laptopa Ziobry z rzekomo uszkodzonym twardym dyskiem reporterce "Faktów" pokazali sami pracownicy ministerstwa sprawiedliwości. Tłumaczyli też na czym polega usterka.

"Zgniecenia spowodowały uszkodzenie klawiatury i twardego dysku" - ocenił pracownik ministerstwa. "Jakby ktoś strzelał do tej matrycy" - opisywał zniszczenia.

Reklama

Urzędnicy z resortu zapewniali, że w związku z uszkodzeniem twardego dysku, komputer nie działa. Reporterka uparła się jednak i włączyła laptop ministra. I okazało się, że rzekomo nieodwracalnie zniszczony komputer zadziałał. Udało się nawet otworzyć folder "Moje dokumenty". Ale potem pracownicy resortu szybko wyłączyli laptopa.

Po tym jak wcześniej resort sprawiedliwości ogłosił, że Zbigniew Ziobro oddał służbowego laptopa w stanie, który uniemożliwia odczytanie jego twardego dysku.

Zbigniew Ziobro nie chciał komentować tych doniesień. W rozmowie z PAP powiedział tylko, że badanie jego prywatnych dokumentów pozostawionych na laptopie to "prześladowanie polityczne opozycji i inwigilowanie".

"To działania bezprawne. Nikt nie ma prawa badać, co zostawiłem na dysku, skoro nie ma podejrzenia popełnienia przestępstwa" - mówił.

Resort sprawiedliwości potwierdził Radiu ZET zniszczenia komputerów Zbigniewa Ziobry i Marcina Romanowskiego z gabinetu politycznego ministra. Zaprzecza, że popsuty jest też laptop Jerzego Engelkinga.

W komputerze należącym do tej pory do ministra do wymiany jest płyta główna, ekran i obudowa. Łączny koszt naprawy to ponad 4200 złotych - twierdziło ministerstwo.

Reklama

Ale nie tylko komputery są zniszczone - podawał RMF. Poważnie uszkodzone są podobno również telefony komórkowe, z których korzystali pracownicy resortu.

Według RMF, całe poprzednie kierownictwo resortu sprawiedliwości korzystało z telefonów na kartę, prawdopodobnie w obawie przed podsłuchami. W jednej z notatek, do której dotarli dziennikarze radia, urzędnik napisał, że telefon mu "wypadł i przejechał po nim samochód".

RMF twierdzi, że sprzęt przekazano Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie "gwoździa Ziobry". Słynny dyktafon miał być dowodem, że były minister nie poinformował Andrzeja Leppera o zbliżającej się prowokacji CBA w Ministerstwie Rolnictwa.

Jak informował wcześniej Zbigniew Ziobro, nagranie z dyktafonu zostało przegrane przez jego zastępcę, prokuratora Jerzego Engelkinga, na dysk komputera. Gdy okazało się, że Lepper zarzuca Ziobrze, iż ten poinformował go o akcji w resorcie rolnictwa, zostało skopiowane z dysku komputera na dyskietkę CD i przekazane prokuraturze.

RMF twierdzi, że prokuratorzy mają zbadać, korzystając z pomocy ekspertów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zawartość uszkodzonych twardych dysków. Mają też ustalić, czy uszkodzenia były celowe, by ukryć jakieś informacje, czy też jest to dzieło przypadku. Śledczy potwierdzają zwrot sprzętu, ale nie chcą komentować, czy rzeczywiście jest zniszczony.

Sprawy nie chciał komentować premier Donald Tusk. "Nie jestem specjalistą od laptopów, gwoździ i podsłuchów. Sprzętów, które stały się sztandarowe dla działalności pana ministra Ziobry" - uciął szef rządu.