Parlamentarny zespół polsko-tybetański powstanie jeszcze w tym tygodniu – dowiedział się DZIENNK. A w roku, w którym w Pekinie odbędą się letnie igrzyska olimpijskie, jego działalność przykuwać będzie szczególną uwagę. Inicjatorka tego przedsięwzięcia Beata Bublewicz z PO bardzo zabiegała o to, by do zespołu przystąpił Jarosław Wałęsa.

Reklama

Ale nie musiała go namawiać. "Jarek od początku deklarował poparcie" - mówi nam posłanka PO. Podkreśla, że do zespołu zapraszała tylko te osoby, które "żywo interesują się Tybetem i dla których ta kwestia jest szczególnie ważna”. " A on spełnia te warunki" - mówi Bublewicz. I dodaje: "No i do tego, jakie nazwisko".

Osoba Lecha Wałęsy, ojca Jarosława, jest znana na całym świecie. Wszyscy kojarzą ją z walką o niepodległość i prawa człowieka. Także Tybetańczycy. "Mam nadzieję, że nazwisko Wałęsa pomoże nam wzbudzić zainteresowanie polityków naszą sprawą" - mówi DZIENNIKOWI dr Thupten Chashab, tybetolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Były polski prezydent w 2002 roku napisał do narodu tybetańskiego przesłanie w związku z ich Świętem Współczucia. Pisał tam m.in., że "w Polsce walczyliśmy także o to, aby solidarność międzyludzka przekraczała granice państw”. Czy cieszy się, że śladami tych słów idzie jego syn? "Jest młody, gniewny i chce coś robić" - mówi DZIENNIKOWI laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1983 roku. I zaraz dodaje w swoim stylu: "Ale ja bym to zrobił inaczej". Jak? "Faktycznie, a działania parlamentarne są trochę pod publikę" - mówi lakonicznie Lech Wałęsa.

Z ograniczeń zespołu zdaje sobie sprawę Jarosław. W rozmowie z DZIENNIKIEM ujawnia dużą wiedzę o sytuacji w Tybecie. I przyznaje, że sytuacja tam nie jest łatwa. "Przez przesiedlenia i zasiedlenia Tybetańczycy stają się tam mniejszością i nawet gdyby zrobić demokratyczne referendum, pewnie by je przegrali" - opowiada. Podkreśla, że jednak nie można milczeć w tych kwestiach. "Jadę na olimpiadę do Pekinu, zobaczymy jak będzie" - mówi poseł PO.

Z powodu igrzysk w najbliższych miesiącach o Tybecie będzie się szczególnie często dyskutować. Kilka dni temu organizacja zrzeszająca byłych tybetańskich więźniów politycznych Gu-Chu-Sum wystosowała apel do polskiego parlamentu, aby "wywarł presję na chiński rząd w celu natychmiastowego uwolnienia więźniów politycznych, którzy ciągle cierpią w chińskich więzienia”.

Chińczycy dobrze wiedzą, że tematu nie da się zamieść pod dywan. Robią więc wszystko, by przedstawić go po swojemu. "Cały czas mam jednak nadzieję, że przywódcy Chin wykonają historyczny gest pojednania" - mówi Bublewicz. "Sprawa jest ważna i szkoda, że świat za bardzo się tym nie interesuje" - ubolewa Lech Wałęsa. Ma nadzieję, że "może ci młodzi, w wieku mojego syna, coś zrobią”. I dodaje: "Zostawiam synowi wolną rękę".