Do zmian w finansowaniu partii politycznych prze premier Donald Tusk. Propozycja zmian ma być gotowa w ciągu kilkunastu dni - mówi "DZIENNIKOWI bliski współpracownik premiera. Inny polityk dodaje: "To decyzja w gestii zarządu krajowego partii i zostanie ogłoszona prawdopodobnie w przyszłym tygodniu podczas wyjazdowego posiedzenia klubu".
Plany PO potwierdza lakonicznie szef klubu PO: "Pracujemy nad tym" - mówi Zbigniew Chlebowski.
Niechętne temu pomysłowi Platformy jest PSL, a otwarcie sprzeciwiają się PiS i LiD. Te partie argumentują, że obecny system jest "czysty", bo partie pewne swojego finansowania nie wchodzą w podejrzane związki, by zasilić kasę. Obecny system wymusza też przejrzyste finasowanie. Partie, które naruszają te zasady, mogą być ukarane odebraniem pieniędzy. "To kolejny populistyczny pomysł przy okazji stu dni rządu. Forsowany bez szans na realizację, ale ma pokazać: PO pamięta o swoim programie" - mówi Jarosław Zieliński z PiS.
Zdaniem LiD propozycja PO to kolejny temat zastępczy. "Uwaga opinii publicznej będzie skoncentrowana na finansach partii, podczas gdy w Polsce są realne konflikty i problemy" - mówi Jerzy Szmajdziński. I dodaje: "Jeszcze kilka dni temu nie bardzo wierzyłem Jarosławowi Kaczyńskiemu, ale chyba wchodzę na tę samą ścieżkę oceniania rzeczywistości co on. PO to mistrzowie odwracania uwagi od spraw zasadniczych" - uważa Szmajdziński.
PO jest jednak przekonana, że zmiana jest potrzebna. "Zawsze mówiliśmy, że finansownie partii z budżetu jest ułomne. Teraz wszyscy oszczędzamy, są potrzeby społeczne i uważamy, że trzeba wymyślić system, który odciąży budżet, a równocześnie będzie mobilizował partie polityczne do zabiegania o wyborców" - mówi Waldy Dzikowski, poseł PO.
By osłabić opór wobec zmian, w PO trwają prace nad innym systemem finansowania partii. Przewiduje on, że podatnicy podobnie jak w przypadku 1 proc. swojego podatku dochodowego, który mogą przeznaczyć na organizację pożytku publicznego, kolejny procent mogliby przeznaczyć na wybraną partie polityczną. Podstawą nowej propozycji PO jest pomysł, który trafił już do Sejmu jako projekt ustawy autorstwa Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka.
Na pewno taki system przyniósłby znaczące oszczędności budżetowe i spadek dochodów partii. Obecnie sama PO będzie rocznie pobierała z budżetu ponad trzydzieści siedem milionów złotych. Niewiele mniej otrzyma PiS, a subwencje dla ciszących się znacznie mniejszym poparciem PSL i LiD będą sięgać blisko stu milionów złotych rocznie. Natomiast wszystkie organizacje pożytku publicznego otrzymały od podatników około 30 mln zł. Datki na partie zapewne byłyby mniejsze.
"To jest pomysł na przywrócenie związków liderów partii z elektoratem. By nie było takich sytuacji jak w przypadku AWS czy SLD, że partyjne aparaty nie musiały brać pod uwagę opinii zwolenników, bo i tak dostawały pieniądze" - zachwala pomysł Marek Jurek. Jednak w Sejmie pełno jest sceptyków. "Elektorat PO ma firmy, ich właściciele mogą sobie odliczyć 1 proc., ale co odliczą rolnicy" - ironicznie komentuje jeden z polityków PSL. Podkreśla, że rolnicy nie będą mogli nic odliczyć, bo nie płacą podatku PIT.
Jest jeszcze jeden szkopuł. Dane o politycznych sympatiach obywateli są tak zwanymi danymi wrażliwymi, których nikt nie musi ujawniać. A każdy dobroczyńca partii politycznej w nowym systemie ryzykuje, że jeśli nastąpi przeciek, to o jego sympatiach będzie wiedział na przykład zwierzchnik w urzędzie.