"Mimo wszystko zjemy tę żabę" - usłyszał DZIENNIK w MSZ. "Mimo wszystko", bo sytuacja na Bałkanach gmatwa się, grożąc efektem domina i konfliktem zwaśnionych stron. A Polska nie jest przygotowana na taki rozwój sytuacji.

"W sprawie Kosowa UE pozostawiła swoim członkom wolną rękę, ale z zastrzeżeniem, że uznanie niepodległości nie jest precedensem na przyszłość" - przypomina Piotr Paszkowski, rzecznik MSZ. To odpowiedź na zapowiedzi Serbów z Bośni i Hercegowiny o możliwości secesji.

DZIENNIK zapytał, czy MSZ przygotowuje scenariusze i na taką sytuację. "Są prowadzone prace studyjne" - zapewnia jeden z wyższych urzędników MSZ. Ale przyznaje, że nasze stanowisko będzie "zbliżone" do USA i UE. To powoduje, że w tej chwili "właściwie nie ma innej opcji, jak uznanie niepodległości Kosowa".

Inne zdanie ma opozycja: "Można przyjąć stanowisko wyczekujące, a potem ocenić, czy nowe państwo spełnia już wymogi formalno-prawne" - mówi Karol Karski z PiS. Rozważenie wszystkich "za" i "przeciw" zaleca też Paweł Kowal. Nie robią na nim wrażenia wypowiedzi Rosjan w sprawie Kosowa. "Decyzję trzeba podejmować bez strachu" - podkreśla były wiceminister spraw zagranicznych.

Jednak pojawiły się już opinie o możliwości przehandlowania przez Rosjan poparcia dla Kosowa za ustępstwa USA w sprawie tarczy antyrakietowej. "To mało realne, Rosjanie wiele tracą w przypadku niepodległości Kosowa i ich też dotyczy efekt domina, choćby w Czeczenii" - ocenia rozmówca DZIENNIKA z MSZ.

Wydaje się, że kolejnych secesji, np. w Gruzji obawia się też Lech Kaczyński. Czy prezydent może zablokować uznanie niepodległości Kosowa? "Formalnych uprawnień nie ma; prezydent ratyfikuje umowy międzynarodowe, ale uznanie to jednostronna deklaracja rządu" - ocenia prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista. Ale niezgoda prezydenta spowodowałaby konsternację i pytania, jakie jest właściwie stanowisko Polski - można usłyszeć w MSZ.

Zbigniew Krzyżanowski











Reklama

p

Serbowie z Bośni grożą secesją

Wczoraj zaczął się spełniać najczarniejszy sen Unii Europejskiej. Po gwałtownych zamieszkach w Belgradzie secesją zagrozili Serbowie z Bośni i Hercegowiny, którzy tworzą na Bałkanach wraz z Chorwatami i Muzułmanami kruche państwo federacyjne pod auspicjami Zachodu. W nocy z czwartku na piątek obradujący w Banja Luce parlament przyjął rezolucję, która odrzuca niepodległość Kosowa i mówi o referendum w sprawie secesji Republiki Serbskiej z Bośni i Hercegowiny.

Reklama

"Jeśli znacząca liczba członków ONZ, a zwłaszcza członków Unii Europejskiej, uzna niepodległość Kosowa, zgromadzenie nasze przyjmie uchwałę, że stanowi to precedens w zakresie uznania prawa do samookreślenia, w tym również do secesji" - czytamy w dokumencie przyjętym przez deputowanych. "Republika Serbska uzna, że ma prawo do zorganizowania referendum, które zadecyduje o jej statusie państwowym" - głosi deklaracja.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Już wczoraj w wydawanym w Sarajewie dzienniku "Oslobodjenje" ukazał się tekst ambasadora Stanów Zjednoczonych w Bośni Charlesa Englisha. Dyplomata w kategorycznym tonie odrzuca groźby Banja Luki i przypomina, że na mocy porozumienia z Dayton z 1995 r. Bośnia i Hercegowina jest jednolitym państwem uznanym przez wspólnotę międzynarodową i nie ma mowy o jakimkolwiek zmienianiu granic.

Dla Serbów z Bośni takie argumenty znaczą jednak niewiele. Ich zdaniem powoływanie się na prawo międzynarodowe nie ma znaczenia, gdyż zostało ono pogwałcone w poprzednią niedzielę, w dniu, w którym swoją niepodległość ogłosili kosowscy Albańczycy.



"Jeśli Albańczycy mają prawo do niepodległości, my również je mamy" - oburza się w rozmowie z DZIENNIKIEM Snjeżan Lalović, publicysta serbskiej telewizji nadającej z Sarajewa, a prywatnie kuzyn poszukiwanego przez trybunał haski generała Ratko Mladicia. Lalović kreśli już nawet scenariusz przyszłej secesji: jego zdaniem po oderwaniu się od Bośni republika mogłaby wejść w skład Serbii, co w jakimś stopniu zrównoważyłoby utratę Kosowa. "Bośnia jest jak uśpiony wulkan. Nie trzeba wiele, by to państwo przestało istnieć w dzisiejszym kształcie" - komentuje Lalović.

Zdaniem analityków, jeśli Zachód nie chce, by miliardy euro zainwestowane w Bośnię stały się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto, musi znaleźć sposób na obłaskawienie Serbii, z którą - jak przyznaje wielu - od lat postępowano po macoszemu. To właśnie Belgrad może hamować separatystyczne zapędy Banja Luki. I to właśnie Belgrad powinien być adresatem oferty pomocy z Brukseli.

"Ostatnie kilka miesięcy to pasmo błędów Zachodu wobec Serbii. Unia już dawno powinna zaproponować Belgradowi konkretne rozwiązania integracyjne, choćby ułatwienia wizowe, tak by Serbowie czuli się Europejczykami, a nie pariasami" - mówi DZIENNIKOWI niemiecki politolog Armando Garcia Schmidt. "Zamieszanie wokół Kosowa to ostatni dzwonek. Jeśli Bruksela nie chce pchnąć Serbii w objęcia Moskwy, która konsekwentnie odmawia Kosowu prawa do niepodległości, jak najszybciej musi zaoferować Serbom korzyści, które zrekompensują utratę prowincji" - dodaje.

O tym, czy na Bałkany wróci wojna, na razie nikt nie chce nawet myśleć. Serbowie, Chorwaci i Muzułmanie mają w pamięci krwawy konflikt, który wyniszczał region w pierwszej połowie lat 90. Analitycy przypominają jednak, że samo wspomnienie krwawej wojny może być zbyt słabym argumentem, a nieprzewidywalne Bałkany znów mogą zapłonąć. Trudno przewidzieć, jak zachowają się Albańczycy zamieszkujący zachodnią Macedonię i część Czarnogóry. Nierozwiązana pozostaje również kwestia mniejszości węgierskiej z północy Serbii - Wojwodiny. "Pojawienie się kolejnych roszczeń może doprowadzić do przerysowania na nowo mapy politycznej Bałkanów" - mówi Garcia Schmidt. Tego Zachód obawia się najbardziej.

Artur Ciechanowicz

Zbigniew Parafianowicz





Reklama

p

Historia wojen na Bałkanach

Chorwacja (1991 - 1995) - wojna po ogłoszeniu niepodległości przez Chorwację, toczona przez chorwacką armię i bojówki z jednej strony i armię jugosłowiańską, serbskich separatystów z Krajiny i oddziały paramilitarne z drugiej. Zakończyła się odzyskaniem przez Chorwację kontroli nad całym terytorium i uznaniem jej niepodległości.

Bośnia i Hercegowina (1992 - 1995) - wojna po ogłoszeniu niepodległości przez Bośnię i Hercegowinę, między bośniackimi muzułmanami, bośniackimi Chorwatami i bośniackimi Serbami wspieranymi przez armię jugosłowiańską. Zakończona porozumieniem pokojowym i przekształceniem niepodległej Bośni w państwo federacyjne.

Kosowo (1996 - 1999) - konflikt między partyzantami z Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK) a jugosłowiańskimi i serbskimi siłami bezpieczeństwa wspieranymi przez serbskie odziały paramilitarne. Zakończył się interwencją sił NATO wiosną 1999 r. i przejęciem administrowania Kosowem przez wspólnotę międzynarodową.

Macedonia (2001) - konflikt między albańskimi separatystami a armią macedońską. W zamian za zwiększenie autonomii Albańczycy porzucili plany oderwania się od Macedonii.







p