Zdaniem polityka PO, jeśli Sejm nie przyjmie wspólnej wersji uchwały czy ustawy ratyfikującej traktat, to trzeba będzie rozpisać referendum. A z jego wynikiem - jak mówił Niesiołowski - prezydent nie może już dyskutować. "Jeśli Sejm wykona całą ogromną pracę i przyjmie traktat albo zostanie on przyjęty w referendum, a prezydent go nie podpisze, to trzeba będzie postawić Lecha Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu" - stwierdził.

Reklama

Tymczasem polityk PiS Paweł Kowal apelował o kolejne rozmowy o kompromisie. "Rozmawiamy przez media, a to nic nie da" - przekonywał. Ale PO pozostaje głucha. "O czym mamy rozmawiać, o urojonych obawach? Straszeniu Polaków Niemcami i homoseksualistami, w stylu Rydzyka i Giertycha?" - pytał Stefan Niesiołowski.

Ale to nie koniec argumentów Platformy. Zdaniem Niesiołowskiego, prezydencki projekt ustawy ratyfikującej traktat lizboński jest niezgodny z konstytucją. Lech Kaczyński chce, by zapis nie tylko upoważniał go do podpisania traktatu, ale także gwarantował, że Polska nie odstąpi od jego zapisów.

Tymczasem Lech Kaczyński zapewnia, że popiera traktat lizboński, który sam negocjował. "Mam nadzieję, że dojdzie do zdrowego kompromisu" - mówił dziś w Estonii. Ale dodał, że problem nie leży w tym, czy on podpisze ustawę ratyfikacyjną, bo - jak stwierdził - nie ma takiego obowiązku.

Innego zdania są konstytucjonaliści. Doktor Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że prezydent - jeśli nie chce podpisać traktatu, może albo odesłać go do Trybunału Konstytucyjnego, albo zawetować. W tym drugim przypadku, weto może odrzucić Sejm. Wystarczy do tego 3/5 głosów, czyli mniej, by w ogóle traktat ratyfikować.

Poza tym Piotrowski ma wątpliwości co do prezydenckiego projektu ustawy ratyfikacyjnej. Zdaniem eksperta, większa część dokumentu jest niezgodna z konstytucją.