"Nie wiem, czy w tym roku zdążę do domu na Wielki Piątek" - martwił się jeszcze kilka dni temu premier, rozmawiając z "Faktem". Na szczęście udało mu się znalećć kilka wolnych dni i premier dotarł na czas do domu.

Reklama

A tam? Świąteczne przygotowania, choć jeszcze nie pełną parą. "Zazwyczaj wszystko zostawiamy na ostatnią chwilę" - zwierza się bulwarówce córka premiera, Kasia. Powoli zabiera się jednak za porządki.

Oj, pisanki premierowi nie wychodzą

"Mamy taki zwyczaj, że ze święconką chodzę zawsze z córą" - opowiada premier. "Zwyczajem jest u nas malowanie pisanek i niestety muszę się przyznać, że te mojego autorstwa wyglądają okropnie" - żartuje w "Fakcie" Donald Tusk. "Na nic zdają się różne techniki: od malowania po tradycyjne drapanie cyrklem. Nie mam w tej mierze talentu. Dlatego moje pisanki są najczęściej obierane". Zawsze protestuje przeciwko temu córka, które chce, żeby jako najbardziej osobliwe trafiły właśnie do świątecznego koszyczka - opowiada. "Tata od lat próbuje zrobić pisankę piłkę nożną, ale rzeczywiście mu nie wychodzi" - przyznaje bulwarówce Kasia.

Faktem jest jednak, że przed laty Donald Tusk znany był z pisanek z wymalowanym znakiem "Solidarności”. "To były czasy, kiedy wszyscy jednoczyliśmy się wokół tego ruchu" - wspomina premier.

Bez kaczki Wielkanoc się nie liczy

Gdy pisanki Tusków są już gotowe, pora na porządki i gotowanie. "Wielkanoc zawsze spędzamy w licznym rodzinnym gronie, dlatego jest u nas ścisły podział obowiązków" - opowiada premier. Syn Michał jest odpowiedzialny za odkurzanie, Kasia za ścieranie kurzu i inne drobne porządki, a pani premierowa Małgorzata za przygotowanie świątecznych specjałów.

Reklama

"Wspólnie zajmujemy się przygotowaniem najważniejszej części, a więc wielkanocnego śniadania" - wyjaśnia premier. Ulubione danie Tusków, chrupiącą kaczkę, przyrządza matka Donalda Tuska.

Do Tusków przychodzi zajączek

Jednym z ulubionych momentów dla państwa Tusków jest podczas świąt lany poniedziałek. To wielka frajda, zwłaszcza dla premiera. "Wstaję wtedy wcześnie rano i zimnym prysznicem budzę córkę. Niestety, kiedy chcę uczynić tradycji zadość i zmoczyć żonę, ona szczelnie opatula się kołdrą" - mówi bulwarówce premier. Zarzeka się, że jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby z mokrym dyngusem wyprzedziły go dzieci. "W tym roku pewnie tradycji stanie się zadość, nie chcę psuć tacie zabawy" - obiecuje bulwarówce Kasia Tusk.

Innym zwyczajem jest już nieco zapomniany w Polsce zwyczaj świątecznego zajączka. Na czym polega? Na wręczaniu prezentów - tyle że nieco skromniejszych niż na gwiadkę. "Takiego zajączka chowa się gdzieś w domu i frajda polega też na tym, że trzeba go znaleźć" - wyjaśnia "Faktowi"premier. Czym tym razem zaskoczy swoje pociechy - nie chciał jednak zdradzić. "W tym wieku, w którym są moje dzieci, najodpowiedniejszym prezentem są już chyba pieniądze" - zamyśla się Tusk.