"Polska jest średnim krajem, nie bije się o pierwszeństwo, ale już kilka dni wcześniej powiedziałem: obecność polityków na inauguracji olimpiady wydaje mi się niestosowna. Ja nie przewiduję wyjazdu na olimpiadę" - mówi nam Donald Tusk.

Reklama

Jak dowiaduje się DZIENNIK, Polska rozważa także inicjatywę dyplomatyczną, która skłoni do bardziej zdecydowanego stanowiska Unię Europejską. "Chcemy wzbudzić większe zainteresowanie tym problemem" - przyznaje wiceminister spraw zagranicznych Ryszard Sznepf.

Polska może liczyć na zrozumienie ze strony unijnych przywódców. Wczoraj jeden z najważniejszych polityków europejskich, prezydent Francji Nicolas Sarkozy, oficjalnie zapowiedział, że nie wyklucza bojkotu ceremonii otwarcia igrzysk, jeśli władze Chin nie zaprzestaną aktów przemocy. Podobne gesty solidarności z represjonowanym narodem tybetańskim są możliwe ze strony innych państw Unii.

To niełatwa decyzja. Władze Chin ostrzegły bowiem, że w grę wchodzą losy wielomiliardowych kontraktów Unii z Pekinem. Mimo to Sarkozy pytany o możliwość odwołania udziału w uroczystej inauguracji zawodów, ostrzegł: "Wszystkie opcje są możliwe. Moje ostateczne stanowisko uzależniam od odpowiedzi, jakiej udzielą w najbliższym czasie chińskie władze na nasz postulat”.

Reklama

Polska chce działać razem z europejskimi sojusznikami, stąd pomysł zgłoszenia inicjatywy na forum Unii. "Stawiamy na wspólne działanie w ramach Unii Europejskiej" - tłumaczy wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Jego zdaniem Bruksela ma potężne środki nacisku na Pekin. Jakie? Przede wszystkim gospodarcze, np. wstrzymanie transferu najnowszych technologii, anulowanie kontraktów zbrojeniowych czy ograniczenie dostępu do europejskiego rynku. "Rozpoczęliśmy debatę nad stanowiskiem, jakie powinien przyjąć rząd wobec Chin" - twierdzi dyplomata.

Pekin nie ukrywa niezadowolenia. Wczoraj "grupa Chińczyków od lat mieszkających w Polsce” chciała opublikować w DZIENNIKU zawoalowane ostrzeżenie przed podjęciem przez polskie władze dalej idących retorsji wobec ChRL. "Ostatnia stanowcza wypowiedź premiera Donalda Tuska dotycząca nieuczestniczenia w ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie spowodowała, że Chińczycy spojrzą na niego mniej przychylonym okiem" - czytamy w oświadczeniu. "Nie mamy nic wspólnego z tą deklaracją. Nie wiemy, kto jest jej autorem" - mówi pierwsza sekretarz ambasady ChRL w Warszawie Yu Ruilin. Nasza redakcja odmówiła publikacji ogłoszenia.

p

Reklama

Polskie MSZ przygotowuje inicjatywę zaostrzenia stanowiska UE

Polskie MSZ chce przekonać Unię Europejską do zaostrzenia stanowiska wobec Chin w reakcji na wydarzenia w Tybecie. Szanse powodzenia tej inicjatywy są duże, bo przywódcy kolejnych krajów Wspólnoty rozważają zbojkotowanie ceremonii inauguracji olimpiady w Pekinie.

Po Donaldzie Tusku i prezydencie Francji Nicolasie Sarkozym podobne sygnały płyną z Berlina. "Nie mogę sobie wyobrazić niemieckich polityków uczestniczących w ceremonii inauguracji olimpiady, jeśli Chińczycy pozostaną równie bojowi" - przyznał przewodniczący komisji spraw zagranicznych Bundestagu Ruprecht Polenz. Bojkotu nie wykluczają też Belgowie. "Najgorsze rozwiązanie zawsze jest możliwe" - przyznaje wicepremier Didier Reynders. Bojkot jest też opcją, którą należy rozważyć zdaniem przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Hansa-Gerta Poetteringa.

ZBIGNIEW KRZYŻANOWSKI: Według naszych informacji MSZ chce wpłynąć na przyjęcie bardziej stanowczej deklaracji Unii Europejskiej w sprawie Tybetu.
RYSZARD SCHNEPF*:
Powiedzmy - bardziej wyrazistej, wzbudzenia większego zainteresowania tym problemem. Rozważamy wystąpienie z taką inicjatywą na forum Unii.

Reakcja Unii jest zbyt miękka?
Jest kilka krajów, które wyrażają zaniepokojenie niezbyt jednoznacznym stanowiskiem Brukseli. Nie jesteśmy jedyni: Słowenia, przewodnicząca w tym półroczu Unii, jest w tym względzie jeszcze bardziej stanowcza.

Co po wydarzeniach w Tybecie Chińczycy słyszą od polskiego MSZ?
Że szanujemy kwestię integralności terytorialną Chińskiej Republiki Ludowej. Jesteśmy też krajem przyjaznym dla narodu chińskiego. I właśnie z tego powodu interesujemy się problemem Tybetu. Bo kwestia praw człowieka dla społeczeństwa polskiego jest niezwykle ważna po latach łamania ich w naszym kraju. Stąd wrażliwość Polaków w tej materii.

A co MSZ słyszy od Chińczyków?
Że gesty z naszej strony w stosunku do Dalajlamy i Tybetu zostaną odebrane jako akt, który może naruszyć dobre stosunki między obu krajami.

Czyli de facto akt wrogi.
Jest to jakaś forma przestrogi.

Polski Sejm zaprosił Dalajlamę do Polski.
Parlament, ale też organizacje pozarządowe mają wszelkie prawo, jak w każdym demokratycznym państwie, by mówić swoim głosem. W oczywisty sposób rząd nie ma możliwości wpływania na te opinie. Podobnie ma się rzecz z mediami: mamy demokratyczny rynek mediów i rząd w żadnym stopniu nie krępuje wolności ich wypowiedzi.

Prezydent Francji dopuszcza możliwość zbojkotowania ceremonii otwarcia igrzysk w Pekinie. Na otwarcie nie wybiera się też premier Donald Tusk i wielu polskich posłów. A ministrowie rządu? Czy wezmą udział w inauguracji olimpiady?
Myślę, że jeśli premier podjął taką decyzję, że nie weźmie udziału, to jest to wyrazista wskazówka dla innych ministrów - nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale to nie ogranicza polsko-chińskich kontaktów międzyrządowych, one nie powinny zostać przerwane. Np. wkrótce odsłonięty zostanie pomnik Chopina w Pekinie. I będzie tam polska delegacja.

*Ryszard Schnepf, wiceminister spraw zagranicznych

p

Dziennikarze piszą o Chinach, choć nigdy tam nie byli

Do DZIENNIKA zwróciła się "grupa Chińczyków mieszkających w Polsce” z ofertą zamieszczenia na naszych łamach ogłoszenia, które ma sprostować doniesienia zachodnich mediów o wydarzeniach w Tybecie. W rzeczywistości publikacja ta, której zleceniodawcą był chiński biznesmen, zawierała zawoalowaną groźbę pod adresem Polski w razie zbojkotowania przez premiera Donalda Tuska igrzysk olimpijskich w Pekinie.

Jędrzej Bielecki: Słyszała pani o inicjatywie „"rupy Chińczyków mieszkających w Polsce”?
Yu Ruilin*:
A kto to podpisał? To jest tekst w języku polskim? Aha, to ja nie wiem. Nie słyszałam nigdy. Jestem zaskoczona.

Ambasada nie ma z tym nic wspólnego?
No pewno.

Ale pani zgadza się z treścią tego oświadczenia?
Trudno mi to komentować.

Mogę pani jeszcze raz je przeczytać.
Niekoniecznie. Ambasador rozmawiał z przedstawicielem MSZ i kancelarii premiera w tej sprawie. Ale czy sytuacja wygląda tak poważnie, jak tu napisano, tego nie mogę komentować. Nie wiem, o co chodzi temu Chińczykowi.

Zarzuca polskim dziennikarzom, że relacjonują sytuację w Tybecie w sposób stronniczy.
Doniesienia polskich mediów były wypracowane w oparciu o media zachodnie, więc na pewno zawierają niesłuszność. Tu ten Chińczyk ma rację.

To wina samych dziennikarzy?
Niektórzy dziennikarze nigdy nie byli w Chinach, ale często piszą o Chinach w oparciu o takie materiały naprawdę zniekształcone.

Ktoś ich do tego nakłania?
Tego już nie wiem.

W oświadczeniu, które otrzymaliśmy, jest też groźba wobec premiera Tuska, na którego "Chińczycy spojrzą mniej przychylnym okiem”, jeśli nie pojedzie na olimpiadę.
Oj, pyta pan już tak konkretnie. Ja nie słyszałam, że pan premier nie wybierze się na olimpiadę.

A jeśli tak postąpi?
Premier może nie wybrać się z różnych względów, a niekoniecznie z powodu obecnej sytuacji w Tybecie. Zresztą sytuacja już teraz jest stabilna, już jest pod kontrolą.

A w jaki sposób ewentualny bojkot olimpiady mógłby wpłynąć na stosunki polsko-chińskie?
To znaczy... moim zdaniem... no myślę, że jakoś tak na pewno wpłynie, będzie jakiś wpływ.

Ale jaki?
Ja nie wiem.

A więc ta groźba jest realna?
Nie, nie. Chyba to nie chodzi o to. Musielibyśmy zapytać tego Chińczyka. On nie reprezentuje rządu chińskiego.

To jakie jest stanowisko rządu chińskiego?
Nasze stanowisko jest jasne. Ambasador w różnych spotkaniach już je przedstawił. Więc nie muszę tego tu powtarzać.

Ucierpią stosunki gospodarcze?
Czy to ma taki bezpośredni wpływ? Trudno mi tutaj to komentować. Bo to nie jest moja polityka, to polityka rządu chińskiego. Nie jestem w ogóle z tego grona decyzyjnego.

Ale może pani wie, co może się stać?
Nie, nie wiem.

To po co publikować takie oświadczenie, skoro ono nikogo nie reprezentuje?
Myślę, że reprezentuje pewną grupę, więc może być publikowane. Skoro media są takie wolne, że każdy może wygłosić swój pogląd, to warto.

Pani zgadza się z tym stanowiskiem?
Nie w stu procentach, ale nie zaprzeczam. To ma pewną rację.

Sejm chce zaprosić do Polski Dalajlamę. To dobry pomysł?
Co?! Nasze stanowisko jest jasne i zdecydowane. Dalajlama nie jest tylko osobą religijną, ale także uchodźcą, który prowadzi działania separatystyczne i chce oderwać Tybet od Chin. Więc jeśli w jakiejkolwiek formie składałby wizytę, to ona na pewno zaszkodzi stosunkom dwustronnym. To zrani uczucia narodu chińskiego i negatywnie wpłynie na chińsko-polskie relacje.

*Yu Ruilin, pierwszy sekretarz ambasady ChRL w Warszawie