Janusz Kaczmarek po zakończeniu rozprawy wyraził nadzieję, że nowi świadkowie, powołani przez sąd na jego wniosek, potwierdzą prawdziwość jego słów.
Sąd przyjął wniosek Kaczmarka ponieważ uznał, że świadkowie ci "będą mieli istotne informacje, które pozwolą na wydanie rozstrzygnięcia". Wystąpił też do ministra sprawiedliwości z prośbą o zwolnienie tych prokuratorów z tajemnicy państwowej, co oznacza, że ich zeznania byłyby składane na utajnionej części rozprawy.
Sam Kaczmarek nie ujawnił dzisiaj sądowi znanych mu szczegółów sprawy "zagranicznych kont lewicy", ponieważ - jak twierdzi - nie został zwolniony z tajemnicy przez ministra sprawiedliwości. Jego wyjaśnienia były zatem jawne.
Były minister spraw wewnętrznych nie wziął więc pod uwagę tłumaczenia przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości, że jako oskarżony ma prawo przed sądem mówić wszystko w ramach prawa do obrony. Zgodnie z tymi wyjaśnieniami Kaczmarek mógłby na utajnionej części rozprawy zdradzić sądowi i tajemnicę służbową, i państwową.
Proces, który toczy się przed warszawskim sądem wytoczył SLD, który poczuł się dotknięty wypowiedzią byłego ministra SWIA o "tajnych kontach lewicy".
W maju 2007 r. Kaczmarek - jako minister - mówił, że są politycy SLD, którzy mają konta za granicą, a pieniądze na nich prawdopodobnie pochodzą z przestępstw. Nie podał żadnych nazwisk.
Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odmówił wtedy potwierdzenia, że Szwajcaria zgodziła się przekazać listę tych kont - jak podawały media. Katowicka prokuratura, która zwróciła się o pomoc prawną do Szwajcarii, poinformowała, że nie prowadzi osobnego śledztwa dotyczącego kont polityków.
Kolejna rozprawa 21 maja. Za niesławienie Kaczmarkowi grożą dwa lata więzienia.