"Oświadczenie Tuska jest właściwe. Premier nie bojkotuje całych igrzysk olimpijskich, ale nie zamierza uczestniczyć tylko w ich politycznym elemencie. A właśnie politycznym punktem olimpiady jest jej otwarcie" - mówi DZIENNIKOWI były szef dyplomacji Bronisław Geremek.
Szefa rządu chwali też największa partia opozycyjna. "Byli na świecie tacy ludzie, którzy angażowali swój czas, swoje interesy i sprawy, by mówić, iż nad Wisłą źle się dzieje. To jest nasz dług" - podkreśla Paweł Kowal z PiS. A wtóruje mu Nelly Rokita: "Każdy premier powinien tak postąpić. Należy postępować emocjonalnie i tak, jak nam podpowiada serce. Premier zareagował jak prawdziwa kobieta!".
Ale inicjatywa Tuska może być dopiero początkiem zaangażowania się Polski w sprawy Tybetu. Jak dowiedział się DZIENNIK, szef MSZ Radosław Sikorski chce podczas dzisiejszego spotkania w Brdzie w Słowenii namówić pozostałych szefów dyplomacji państw członkowskich do wypracowania wspólnego stanowiska wobec represji przez władze chińskie ludności Tybetu.
Co dokładnie Sikorski zaproponuje Unii? Wczoraj przez cały dzień w MSZ trwały na ten temat narady. Jedno jest pewne: szef polskiej dyplomacji ma polityczne wsparcie. "To jest bardzo dobry plan! Niech MSZ próbuje, bo nie wolno tego odpuścić" - mówi DZIENNIKOWI Lech Wałęsa. Były prezydent jednak nie wierzy, by Unia jednym głosem skrytykowała politykę Chin wobec Tybetu. "Bo niektóre kraje Unii łączy z Chinami bliska współpraca" - zaznacza.
Większym optymistą jest tu Geremek. "Europa musi przełamać milczenie. Bo cisza w sprawie Tybetu jest zbrodnią przeciwko idei europejskiej" - podkreśla europoseł PD.
Geremek jest zdania, że podnoszenie przez Polskę na forum europejskim kwestii Tybetu nie zaszkodzi nam w relacjach z Chinami. "Gdyby Polska była izolowana w swojej postawie, wtedy odczulibyśmy szkody. Ale jeśli będzie to stanowisko wspólne Unii Europejskiej, nie sądzę, by szły za tym jakieś straty. Ewentualne wyrazy złego humoru władz chińskich nie powinny mieć negatywnych skutków w gospodarce" - uważa Geremek.
Jednak reakcje chińskich władz na głosy Polski już są. W poniedziałek chińskie MSZ wezwało do siebie polskiego ambasadora w Pekinie. Po co? "Chińczycy przedstawiali sytuację w Tybecie ze swojego punktu widzenia" - uspokajał wczoraj rzecznik polskiego MSZ Piotr Paszkowski.
Daniel Cohn-Bendit: Polska musi dać przykład
JĘDRZEJ BIELECKI: Donald Tusk jako pierwszy przywódca jednego z krajów UE zapowiedział bojkot ceremonii otwarcia igrzysk w Pekinie. To przykład dla całej Europy?
DANIEL COHN-BENDIT*: Tak, jestem za tym, aby przywódcy UE zbojkotowali ceremonię otwarcia igrzysk. Bo igrzyska w każdym kraju, a już na pewno w dyktaturze, stanowią potężny symbol polityczny. Najlepiej by się stało, gdyby na otwarciu imprezy pokazali się wyłącznie przywódcy dyktatur. Podoba mi się więc to, co zrobił Donald Tusk. Polski minister spraw zagranicznych powinien podczas spotkania szefów dyplomacji Unii w weekend gorąco bronić tej inicjatywy.
Dlaczego akurat Polska ma być inicjatorem?
Ze względu na doświadczenia historyczne Polacy są szczególnie wyczuleni na dyktatury. Na pewno osobisty udział Donalda Tuska w opozycji przeciw reżimowi odegrał pewną rolę.
Jednak Angeli Merkel czy Nicolasowi Sarkozy’emu byłoby łatwiej przeciwstawić się Chińczykom.
Powiedzmy sobie szczerze: Polska ma mniej interesów gospodarczych w Chinach niż np. Francja, która usiłuje sprzedać tam centrale jądrowe i superszybkie pociągi TGV, czy pani Merkel, która forsuje interesy niemieckiego przemysłu. Dla nich względy gospodarcze odgrywają o wiele większe znaczenie niż ochrona praw człowieka. Polska daje przykład, ale musi także walczyć o to, aby taka postawa stała się stanowiskiem całej Unii.
A co zrobi Parlament Europejski?
Chcemy apelować o bojkot otwarcia igrzysk i o różne formy protestu. Sportowcy, dziennikarze, kibice powinni być świadomymi obywatelami. Parlament Europejski chce ich zachęcić do zabrania symbolicznych paszportów wolności, które spróbują przekazać więźniom politycznym. Chcielibyśmy, aby kibice mieli pomarańczowe czapki, odwołujące się do ukraińskiej pomarańczowej rewolucji. Wtedy w Pekinie pojawiłby się prawdziwy zalew pomarańczy na znak solidarności z dysydentami.
* Daniel Cohn-Bendit, jeden z przywódców wydarzeń 1968 roku we Francji, eurodeputowany Zielonych.