Może - poważny sportowiec taką ideę zgłosił - zawodnicy powinni ogolić się na łyso? Co z zawodniczkami? Też do zera? Aż tak heroiczna symbolika? Z drugiej strony roztropnie i przebiegle: protybetańską łysinę zawsze tłumaczyć można wolą zmniejszenia oporu powietrza podczas skoku czy biegu.
Regulamin bardzo ściśle określa szczegóły stroju, ale czy mówi coś o fryzurach? O paznokciach? O tatuażach? Czy to jest wielka sztuka wynaleźć takie koszulki, na których pot będzie się odciskał w kształcie pały i kajdan? Albo jeszcze wymowniej? W tych czasach to jest żadna sztuka. Niby nic nie można, a z bliska tysiąc furtek się otwiera. Jedna bardziej groteskowa od drugiej.
Olimpijczycy to nie są ani choinki, które obwiesić można bańkami wolności, ani - tym mniej - groby pańskie, które obłożyć należy wymownymi emblematami. Żadnych emblematów mieć nie można, nie można mieć ich nawet - celem chwilowego, a tryumfalnego wyjęcia na wierzch - pod spodem. Za to grozi wyrzucenie z boiska.
Oczywiście kwestia: cóż to jest wyrzucenie z boiska w porównaniu z walką o prawa człowieka już wisi w powietrzu, już jest wprost wypowiadana. Jesteśmy w ten sposób w sednie paranoi, w sercu pomieszania wszystkiego ze wszystkim. Olimpiada przestaje być olimpiadą staje się dogodną okazją do wysyłania do Chin emisariuszy wolności i jej bojowników, olimpijczycy przestają być sportowcami, stają emisariuszowi i bojownikami, publiczność przestaje śledzić walkę sportową, ekscytuje się rywalizacją na gesty polityczne, udziela się to sędziom, których rozmaite werdykty, zwłaszcza przyznanie złotego medalu w biegu na 100 metrów zawodnikowi, który wprawdzie do mety doleciał ostatni, ale za to w tybetańskim habicie - długo i gorąco będzie dyskutowany.
Dajmy sobie spokój. Dobrego rozwiązania nie ma, a o szyderstwo łatwo. Dajmy sobie spokój. Ciszej nad tą olimpiadą. Nie szantażujmy sportowców. Nikogo się nie obroni, psując komu innemu drogę do mistrzostwa. Olimpiadę należy zostawić samej sobie - uwierzyć w jej wewnętrzną siłę - jest to zawsze siła wolności. To również nie jest dobre rozwiązanie, prawdopodobnie jest utopijne, ale przynajmniej nie jest groteskowe. Upolitycznianie sportu - sportowi szkodzi, politycznych korzyści nie daje żadnych.
Przyznanie Pekinowi olimpiady nie było żadnym prabłędem czy inną pomyłką założycielską - było daniem szansy. Tysiąc razy ten argument padał: od siedmiu lat wiadomo, że Pekin ma olimpiadę, od siedmiu lat trwa tam wznoszenie olimpijskich obiektów - ile te, wznoszone drogą niewolniczej pracy, piramidy pochłonęły istnień, jakoś nie słychać. Brak danych?
Oczywiście cały świat z Ameryką na czele jest u Chińczyków w kieszeni (fakt ten w gruncie rzeczy wyczerpuje spory) ale olimpiada to jest zawsze impreza otwierająca. Kraj, który organizuje olimpiadę z natury rzeczy musi się otworzyć. Starzy Polacy do dziś wspominają wielki powiew wolności, jakim był w latach 50 światowy kongres czy zlot młodzieży - impreza daleka od olimpijskiego wymiaru i na wskroś reżymowa, a podziałała. Starczyło, że na ulicach Warszawy pojawił się tłum barwny i wielojęzyczny, a świat nie tylko wydał się inny - niebawem w sensie ścisłym stał się inny. Cóż dopiero olimpiada, cóż dopiero dziś.
Reżym podejmujący się zorganizowania olimpiady, jak nie popełnia samobójstwa, to zgon swój przyspiesza. Trzeba mu w tym pomóc, trzeba na olimpiadę pojechać i wziąć w niej udział. Dozorcy więzienni na niczyj nieprzyjazd więzień nie otworzą, przeciwnie, radzi będą, że cicho jak chińskim makiem zasiał i nikt w pobliżu o tyczce nie podskakuje. Jak zaczną się zawody, jak zahuczą stadiony - kto wie co się stanie.
W moim najgłębszym przekonaniu - gdyby olimpiada w Moskwie nie została zbojkotowana - komunizm upadłby prędzej. Gdyby olimpiada w 1980 została zostawiona sama sobie, gdyby nie była olimpiadą kadłubową, gdyby Amerykanom nie było spieszno do krótkowzrocznej manifestacji - system upadłby prędzej. Było - wolny świecie - pojechać i startować. Ma się rozumieć bez znaczków, manifestacji i gestów. Gest Kozakiewicza przeszedł do historii dlatego, że był gestem mistrza; spontanicznym gestem zwycięzcy. Dwójka czarnoskórych w 68 ręce w górę na podium uniosła. Najpierw wygrali potem - również bez rozległych przygotowań - demonstrowali.
Obecnie wygląda, że nikt nie jedzie do Pekinu wygrywać - wszyscy demonstrować. Jeśli serio jacyś zawodnicy szykują się do odegrania takiej roli, niechże się opamiętają. Niechże nie zapominają, że przy dzisiejszej wyrównanej stawce ułamki sekund dekoncentracji, spowodowanej poparciem dla Tybetu, mogą kosztować medal. Jeśli dla sportowca jest coś ważniejszego od medalu olimpijskiego - powinien on zmienić zawód. Jeśli poparcie dla Tybetu stanie się w Pekinie domeną przegranych - rzecz psychologicznie prawdopodobna - tym gorzej dla Tybetu. Nie gólcie głów przed startem - najprzód zdobądźcie złoty medal, potem gólcie co chcecie. I taka sugestia nie całkiem jest w porządku, ale wagę mają i do historii przechodzą tylko protesty mistrzów. Też przez to, że przebiegu zawodów nie burzą, że mogą się zdarzyć tylko po finale.
Gdy w sławnym roku 1982 na hiszpańskim mundialu nasi grali z ZSRR o wejście do półfinału, na trybunach - tak jest - były transparenty "Solidarności"; gracze wszakże żadnych mniej lub bardziej skrytych znaków na sobie nie mieli, wolną Polską nie zawracali sobie na boisku głowy, między innym dzięki temu nie stracili bramki i wyeliminowali ruskich. Gdyby świetnie w tamtym meczu grający stary Smolarek miał wtedy na podkoszulce napis "Solidarność" i zamiast grać, kombinował, kiedy zrobić demonstrację, byłby słabszy - Sowieci byliby górą. Nie mam poczucia, że oddaję się jakimś jałowym gdybaniom - prezentuję rozumowania raczej nieodparte - cóż z tego że w trybie przypuszczającym.
Gdy w rewanżu za Moskwę kraje Układu Warszawskiego nie pojechały do Los Angeles, pojechała tam - demonstrując swą niezależność - Rumunia. Była to wówczas raca rac, dyktatura Ceausescu zrobiła brawurowy bojkot bojkotu. Wszyscy Rumuni startowali w USA w szaleńczym aplauzie dla wolności i niezależności, jaką ich kraj reprezentuje. Tyle samo była warta ta wolność, co aplauz, co bojkot, co bojkot bojkotu i co wszelka polityka w olimpiadę wprzęgana. Nic nie była warta.