Jak mówi DZIENNIKOWI minister sportu Mirosław Drzewiecki, na czele PZPN powinien stanąć ktoś spoza związku. "Poza układami, poza wszelkimi naciskami" - mówi Drzewiecki. Wprost nie wymienia żadnego nazwiska, ale z informacji DZIENNIKA wynika, że chodzi o Marcinkiewicza. "To napoważniejsze nazwisko brane pod uwagę" - zdradził dziennikarzom członek zarządu PO.
Ale oprócz Marcinkiewicza pojawia się też drugie nazwisko - Jana Krzysztofa Bieleckiego. Właśnie jego widziałby na stanowisku szefa PZPN Grzegorz Schetyna. "Wielki kibic, były premier, zna się na piłce, ale i na życiu" - zachwalał Bieleckiego w TVN wicepremier.
Jednak - według DZIENNIKA - większe szanse ma Marcinkiewicz. Dlaczego? Bo typowany już wcześniej na to stanowisko Bielecki wybrał pracę w Peako SA. Dodatkowo kandydaturę Marcinkiewicza potwierdzają inni politycy PO i niektórzy działacze PZPN.
"Na niedzielnym zjeździe powiedziałem, że zamierzam zgłosić tę kandydaturę, wtedy podszedł do mnie ktoś od Mirka (ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) i powiedział, że nie muszę tego robić, że Marcinkiewicz i tak zostanie zgłoszony" - mówi DZIENNIKOWI jeden ze znanych delegatów.
"Dla mnie Marcinkiewicz to kandydat numer jeden" - mówi DZIENNIKOWI jeden z największych wrogów obecnego zarządu PZPN, były bramkarz reprezentacji Polski Jan Tomaszewski.
Czy Marcinkiewicz lub Bielecki sprawdziliby się na stanowisku szefa piłkarskiego związku? Tego nie wiadomo. Jedno trzeba im jednak przyznać: w życiu brali odpowiedzialność za o wiele ważniejsze sprawy. Bielecki od pięciu lat jest prezesem Pekao SA, wie zatem wiele o zarządzaniu pieniędzmi. Podobnie jak Marcinkiewicz, który od marca zeszłego roku pracuje w londyńskim oddziale Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Ale to nie wszystko. Obydwaj byli przecież premierami Polski. Bielecki na początku lat 90-tych. Marcinkiewicz - od października 2005 do lipca 2006 roku.
W niedzielę obecny szef PZPN Michał Listkiewicz zapowiedział, że 14 września zarząd związku poda się do dymisji. Nie chciał jednak wskazywać swojego ewentualnego następcy. Jako najwłaściwszych ludzi do uzdrowienia polskiej piłki wymienił: Jerzego Engela, Antoniego Piechniczka i Andrzeja Strejlaua.