Min, o które można się rozbić w PZPN, jest niemało. Głównym problemem mogą być tzw. leśne dziadki, czyli starzy działacze piłkarskiej centrali, którzy o zmianach w związku nie chcą nawet myśleć. Działaczy piłkarskich są setki. W PZPN działają najróżniejsze komisje i podkomisje zatrudniające niewspółmiernie dużo osób w stosunku do potrzeb i wielkości obowiązków.
Tych wszystkich ludzi trzeba w jakiś sposób obłaskawiać. To od nich w znacznym stopniu związku codzienna praca szefa PZPN, a przede wszystkim wybór i pozycja. Działacze, z którymi prezes PZPN musi współpracować, delikatnie rzecz ujmując, do fachowców nie należą. Dodatkowo władza prezesa jest często iluzoryczna, niemal każdą swoją decyzję musi konsultować z zarządem związku.
Z tego wszystkiego Kazimierz Marcinkiewicz świetnie zdaje sobie sprawę i dlatego zdaniem jego stronników ta propozycja jest w pewien sposób dla niego uwłaczająca. "Marcinkiewicz myślał, że Platforma albo zostawi go w Londynie, albo da mu choćby pierwsze miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego. Tak jednak nie będzie" - mówi jeden z prominentnych polityków PiS.
Jego zdaniem oczekiwania byłego premiera szły jeszcze dalej i sięgały nawet przejęcia fotela szefa rządu po Tusku, gdyby ten został prezydentem. "Marzenia naszego byłego kolegi wraz z propozycją kierowania PZPN pękły jak mydlana bańka i stąd tak długo zastanawia się, co z tym fantem zrobić" - dodaje. Dla polityków Prawa i Sprawiedliwości, a także PO jedno jest jednak oczywiste: kolejnych propozycji pracy dla byłego premiera już nie będzie - mówią zgodnym chórem.
p
Hofman: Tusk chce mieć Marcinkiewicza pod kontrolą
Marcin Graczyk: Rozumie pan, o co chodzi Kazimierzowi Marcinkiewiczowi? Z jednej strony od PO otrzymał propozycję ubiegania się o fotel szefa PZPN, a z drugiej strony sam pisze list do prezesa NBP i prosi o jeszcze rok pracy w EBOiR?
Adam Hofman*: Marcinkiewicz znalazł się między wódką a zakąską. Z jednej strony jest Platforma, z drugiej Dutkiewicz i inicjatywa Polska XXI. Jeśli pokieruje PZPN, wybierze PO, ale tym samym mogą się skończyć jego marzenia o nowej konserwatywnej formacji. Wydaje się, że list do prezesa Sławomira Skrzypka to próba takiej gry na czas: poczekam jeszcze rok i zobaczę, co się wydarzy.
Składając Marcinkiewiczowi propozycję kierowania PZPN, Platforma próbuje rozbroić jego polityczne aspiracje?
Tak, to wpisuje się w taki schemat. Marcinkiewicza stawia się pod ścianą, licząc na jego uwikłanie w sprawy piłkarskiego związku, a tym samym jego definitywne odejście z polityki.
Ten scenariusz pana zdaniem uda się zrealizować?
Moim zdaniem Platforma liczy na to, że Marcinkiewicz się zdecyduje, wejdzie do PZPN, a tam sobie nie poradzi. Marcinkiewicz liczy z kolei na to, że jeśli pozytywnie odpowie na tę propozycję, będzie dokładnie odwrotnie – odniesie tam duży sukces.
Jeśli jest tak, jak pan mówi, to po co Platformie to ryzyko, że jednak mu się uda?
Tusk woli mieć Marcinkiewicza pod kontrolą, tutaj w kraju. To bardziej bezpieczne niż Marcinkiewicz niezależny, gdzieś niby na marginesie polityki, ale cały czas zwarty i gotowy do ataku. Z tego punktu widzenia dla Platformy wejście byłego premiera do PZPN jest idealnym rozwiązaniem.
*Adam Hofman jest posłem PiS