To przesadzona wypowiedź, bo mowa jest o zaledwie pięciu ministrach: infrastruktury, edukacji, obrony, nauki i ochrony środowiska. Ale te słowa dobrze oddają klimat oczekiwania na rządowe przesilenie.

Już w lutym premier Tusk mówił, że ma wstępne oceny wszystkich ministrów. Dziś jest coraz bliższy rozstrzygnięcia, kto się nie nadaje na powierzone stanowisko. Większość kandydatów do odstrzału to niepartyjni fachowcy. To oni najbardziej rozczarowali Tuska. Mieli zapewniać PO poparcie środowisk, z których się wywodzą, a stali się nierzadko ich antagonistami.

Reklama

Szefowa MEN Katarzyna Hall miała być skutecznym remedium na czasy Romana Giertycha. Wpadła na tym samym co on, czyli lekturach szkolnych. "Mamy szczęście, że prasa nas za to nie rozjechała" - mówi jeden z polityków PO.

Minister szkolnictwa wyższego i nauki Barbara Kudrycka przez długie tygodnie przygotowywała reformę, przeciw której protestują dziś najwybitniejsi fachowcy świata akademickiego. Dziś premier ma trudny wybór: albo opowie się przeciw swojemu ministrowi, albo przeciw środowisku, które dotąd wspierało Platformę.

Minister środowiska Maciej Nowicki w ogóle nie panuje nad resortem. Wiele wywołanych przez niego pożarów ugaszono tylko dzięki skuteczności wiceministra Stanisława Gawłowskiego. "Normalnie niczym się nie przejmuje, a jak problem narasta, to biegnie do premiera i mówi, że <mamy problem>" - opowiada nam członek kierownictwa PO.

Od rządowych maruderów niedawno odskoczył Zbigniew Ćwiąkalski. Przygotował koronny projekt swojego resortu o rozdziale funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. No i coraz rzadziej jest postrzegany jako anty-Ziobro. "Uspokoił się" - komentuje polityk PO.

Fatalne notowania u premiera nie są jednak domeną "niepolitycznych" ministrów. Na liście kandydatów do dymisji jest dwóch polityków PO. Szef MON Bogdan Klich był już krytykowany za medialną nadaktywność. Teraz doszły do tego poważniejsze zarzuty: ulegania podszeptom generalicji czy braku odpowiednich reakcji na kryzysowe sytuacje w armii.

Reklama

Kłopoty ma także minister infrastruktury. Cezary Grabarczyk w gabinecie cieni był ministrem sprawiedliwości. Trafił jednak na odcinek budowy dróg i autostrad. "Liczyliśmy, że jako prawnik da sobie radę" - tłumaczy członek władz PO. I premier długo sądził, że tak jest. Grabarczyk uspokajał, że wszystko jest pod kontrolą. Dziś jednak okazuje się, że wiele inwestycji na pewno będzie opóźnionych. A to w perspektywie Euro 2012 brzmi dla rządu fatalnie.

Czy z rządem pożegna się cała opisywana przez nas piątka? "To będą raczej dwie czy trzy zmiany, ale na pewno z tej grupy" - mówi nasz rozmówca z PO. "Wyciek takich informacji to najczęściej ostatnie ostrzeżenie dla kandydatów do dymisji" - twierdzi doświadczony polityk PSL. I dodaje: "Rekonstrukcja to skuteczny sposób na poprawienie notowań rządu, a te ostatnio spadły. Ćwiczyliśmy to już w koalicji z SLD w latach 90".

p

Piotr Zaremba, publicysta DZIENNIKA

Dlaczego właśnie oni? Jaki klucz zastosuje Donald Tusk, wymieniając ministrów? Według ustaleń DZIENNIKA na liście kandydatów znalazły się osoby, które z jednej strony wywołują niepotrzebne rządowi wojny, a z drugiej charakteryzują się nieumiejętnością podejmowania decyzji.

"Gdy pytamy go, czy ma problemy, zapewnia, że żadnych. A potem się okazuje, że nic nie jest zrobione" - doradca premiera dosłownie załamuje ręce, opowiadając o ministrze infrastruktury Cezarym Grabarczyku. Wniosek jest prosty: gdy w sierpniu dojdzie do zapowiadanego przeglądu ministerialnych kadr, Grabarczyk będzie pierwszy do odstrzału. Polityk PO ironizuje: "Tak naprawdę Grabarczyk to jego poprzednik Jerzy Polaczek, tylko się inaczej nazywa.

Donalda Tuska w pracy jego członków rządu irytują problemy z najprostszymi sprawami. Minister środowiska Maciej Nowicki odpowiada za organizację jednej z cyklu konferencji klimatycznych ONZ. W grudniu do Poznania zjadą się premierzy i ministrowie z innych państw. Ale Nowicki zapomniał zarezerwować na nią pieniądze w budżecie, a nawet nie zabezpieczył hoteli. Błąd można naprawić tylko dlatego, że w porę go dostrzeżono.

Ministrowi obrony Bogdanowi Klichowi dostało się za opisywane przez prasę podróże służbowym samolotem z Warszawy do Krakowa. Na dodatek miał tłumaczyć się głupio, że te samoloty i tak muszą latać. "Muszą, ale bez pasażerów, więc Klich wprowadził premiera w błąd" - komentuje osoba z otoczenia Tuska.

Do tego dochodzą jednak poważniejsze kłopoty. Nowickiemu zarzuca się, że jest całkowicie bierny, a resortem faktycznie kieruje wiceminister Stanisław Gawłowski z PO. Z kolei Klich jest krytykowany za uleganie generałom i kadrowe wpadki w pierwszych tygodniach urzędowania. "Po katastrofie CASY, zamiast dymisjonować, stał się symbolem braku dyscypliny w wojsku i próbował to tylko zamaskować groźnym pohukiwaniem" - opowiada poseł PO.

Niektórzy ministrowie robią za mało, inni za dużo. Zajmująca się w rządzie nauką Barbara Kudrycka programem reformy szkolnictwa wyższego naraziła się potężnemu profesorskiemu lobby do tego stopnia, że przeciwnicy zmian zarzucili jej lobbowanie na rzecz prywatnych uczelni.

Minister edukacji Katarzyna Hall, nie licząc burzy wywołanej nową listą szkolnych lektur, podpadła z kolei koncepcją radykalnego profilowania programów w liceach ogólnokształcących. Chciała np. ograniczyć liczbę lekcji historii. Publicznie zdystansował się od tego premier w wywiadzie dla DZIENNIKA. Mimo to MEN nie zaprzestało prac nad tym programem.

"Obu paniom brakuje politycznego wyczucia i wywołują burze tam, gdzie powinien panować spokój" - opowiada polityk PO. Ale premier niekoniecznie musi je usunąć z rządu. Doradca Tuska: "Dostaną żółte kartki, jednak jeśli do sierpnia się zmienią, nie polecą z rządu. Coś robią, najwyżej zablokujemy niektóre ich pomysły".

Premier już zaczął akcję ratowania Hall i Kudryckiej. Pierwszą "zaopiekowali" się ostatnio szef doradców Tuska Michał Boni i jego PR-owiec Igor Ostachowicz.

Zapowiedzi sierpniowej restrukturyzacji to konsekwencja stylu tworzenia rządu. Niektórzy ministrowie, jak Hall czy Kudrycka, byli dobierani w ostatniej chwili, dosłownie z łapanki. Grabarczyk szykował się na stanowisko ministra sprawiedliwości, a dostał infrastrukturę. A Klich na fotel szefa MON trafił prosto ze Strasburga.