Europejscy przywódcy zawiedli peruwiańskich gospodarczy. Wielu z nich uznało, że spotkanie w Limie nie jest warte lotu przez pół świata. Nie było premiera Wielkiej Brytanii Gordona Browna i Włoch Silvio Berlusconiego, a kanclerz Niemiec Angela Merkel zrobiła tylko krótką przerwę w podróży przez Amerykę Łacińską, która przyniesie miliardowe kontrakty dla niemieckiego biznesu.

Reklama

Peruwiański prezydent Alan Garcia też zresztą uznał, że szczytu nie może zdominować praca. W 12-milionowej metropolii ogłoszono białą noc: przy rytmie salsy nieprzebrane tłumy wyszły tańczyć na ulice, korzystając z trzydniowej przerwy w pracy.

Donald Tusk wraz z pozostałymi politykami nie narzekał na brak atrakcji. Robocze spotkanie zorganizowano w Museo de la Nacion, w którym przechowywane są wspaniałe zbiory prekolumbijskie. A wieczorem prezydent Peru wydał pyszne przyjęcie, podczas którego gości zabawiali tancerze ubrani w barwne stroje.

Szef polskiego rządu nie mógł jednak skosztować serwowanych podczas imprezy trunków. Już dziś rano wyrusza zbudowaną niegdyś przez inżyniera Ernesta Malinowskiego linią kolejową, która do niedawna była uznawana za najwyżej położoną na świecie. W krótkim czasie pociąg z Donaldem i Małgorzatą Tuskami wzniesie się z poziomu oceanu do wysokości 4815 m. To trudne doświadczenie dla organizmu. Dlatego lekarz szefa rządu Jerzy Baryczko zalecił premierowi powstrzymanie się dzień wcześniej od spirytusowej peruwiańskiej specjalności pisco i innych alkoholi. Zalecił też Tuskowi, aby zrezygnował z szaszłyków z serca byka i wszelkich ciężkich specjałów peruwiańskiej kuchni.

"Ostrzegliśmy tutejszy protokół dyplomatyczny, że premier będzie jadł raczej sałatki nie dlatego, że mu nie smakuje, tylko na drugi dzień ma wymagający program turystyczny" - przyznają polscy dyplomaci.

Nie wiadomo natomiast, czy dziś przed podniebną podróżą Donald Tusk zdecyduje się na wypicie wywaru z koki, który zapobiega mdłościom spowodowanym zmianą wysokości, czy też raczej postawi na współczesne peruwiańskie tabletki sorocho. Ale wczorajsze wyrzeczenia premierowi z pewnością się opłacą: prowadząca do przełęczy Tisclio linia kolejowa przebiega przez zapierające dech w piersiach widoki.

Szef naszego rządu spełnił już zresztą marzenie swojego życia. Czwartek poświęcił na obejrzenie Machu Picchu, położonej w głębi Andów cytadeli Inków uznanej w międzynarodowym sondażu za jeden z 7 cudów świata. Gospodarze zrobili wszystko, aby dogodzić polskiemu premierowi. Polak wylądował helikopterem nieopodal twierdzy, choć ze względu na ochronę niszczejących ruin nie jest to dopuszczalne. Na miejscu pojawił się jednocześnie z prezydentem Gwatemali Alvaro Colonem. Był też przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Ale inni przywódcy Europy nie znaleźli już czasu, aby odwiedzić największą atrakcję turystyczną Peru. Być może zrobi to jeszcze Angela Merkel.

Reklama

Donald Tusk razem z żoną z szerokim uśmiechem fotografowali się z indiańskimi dziećmi. "To było niezwykłe doświadczenie" - przyznał po obejrzeniu Machu Picchu Barroso.

Sielską atmosferę na chwilę przerwali tylko działacze Greenpeace protestujący przeciwko niszczeniu pobliskich lasów tropikalnych. Ale służby bezpieczeństwa były czujne: intruzi zostali zatrzymani.