Jeszcze cztery lata temu, w grudniu 2004 r., kiedy Józef Oleksy i Krzysztof Janik walczyli o fotel szefa Sojuszu, partia podobnie jak dziś dołowała w sondażach, ale kierownictwo starało się przynajmniej stwarzać pozory wielkości. Dlatego kongres przygotowano z rozmachem. Było ponad 950 delegatów. Obrady były otwarte dla mediów. Kolor scenografii zmieniano w ciągu nocy z niebieskiego na czerwony. A dziś?

Reklama

Działaczy będzie prawie o połowę mniej. A najważniejsza część kongresu - przemówienia kandydatów, pytania z sali i głosowanie - będzie zamknięta. Delegaci obradować będą w siedzibie partii na Rozbrat, a spać w jednogwiazdkowych hotelach. Cztery lata temu mieli do dyspozycji trzygwiazdkową Gromadę i wystawny obiad. Teraz nawet obiad będzie znacznie skromniejszy. Kiedyś składał się z trzech dań serwowanych przez kelnerów. Dziś politycy zjedzą bigos, kaszankę i flaczki. Nie będzie żadnego programu artystycznego. I jeszcze jedna różnica: na kongres nie zostali zaproszeni stali goście poprzednich kongresów witani owacjami na stojąco, tacy jak Aleksander Kwaśniewski, Mieczysław Rakowski, Wojciech Jaruzelski czy Jerzy Urban.

Z tych, którzy otwierali poprzedni kongres, niewielu już zostało. W SLD nie ma dziś ani Józefa Oleksego, ani Leszka Millera, ani Marka Dyducha. Jest za to Krzysztof Janik. Jednak dziś pozostaje w cieniu. - Minęły 4 lata i tylko nazwa partii się nie zmieniła - mówi z rezygnacją jeden z polityków SLD.

Jest jednak jedno podobieństwo z poprzednim kongresem. "Dzisiejszy spór o fotel szefa SLD przypomina ten z 2004 r. Między mną a Janikiem nie było rozbieżności programowych. Był to jedynie spór personalny" - wspomina w rozmowie z DZIENNIKIEM Oleksy. I podkreśla: "Wtedy podobnie Sojusz dołował w sondażach, a wewnątrz partii były te same animozje i intrygi".

Reklama

Dziś o przewodnictwo w partii biją się: obecny szef Wojciech Olejniczak i sekretarz generalny Grzegorz Napieralski. Do rywalizacji może też stanąć była posłanka Katarzyna Piekarska.

Zwycięzca będzie mieć trudne zadanie: musi zahamować drastyczny spadek poparcia dla partii, by SLD w ogóle znalazł się po następnych wyborach w Sejmie.

A to dziś nie jest pewne. Bo poparcie dla SLD waha się od 3 do 8 proc. "Nie mamy już złudzeń. Niezależnie od tego, co jutro usłyszymy od kandydatów na szefa, wiemy, że do władzy prędko nie wrócimy" - ubolewa jeden z delegatów na kongres.

Na poprzednim kongresie w 2004 roku delegaci przyjęli uchwałę w sprawie przyszłości polskiej lewicy. "Nigdy jeszcze od 1989 roku polska lewica nie znalazła się w tak trudnym położeniu" - napisano w dokumencie. "Niestety ta diagnoza cały czas jest aktualna. To się bierze z pychy i karierowiczowskiego podejścia wielu działaczy" - uważa Józef Oleksy.