"Newsweek" napisał w poniedziałkowym wydaniu, że dzięki koalicji z PiS wicepremier, minister rozwoju Jadwiga Emilewicz "robi karierę w polityce, a jej mąż sprawdza się w biznesie Skarbu Państwa". Najpierw - jak czytamy - nieznany politolog trafił do funduszu PZU z dziesiątkami milionów złotych, teraz ma posadę w Orlenie. Zapowiedź publikacji tygodnika skomentowała w niedzielę Emilewicz. Nazwała ją "atakiem" na swoją rodzinę.

Reklama

Na doniesienia "Newsweeka" zareagował lider PO Borys Budka. Od przedstawicieli władzy Polacy oczekują przede wszystkim uczciwości. Kolejne tygodnie pokazują nam, że przedstawiciele obecnej władzy niestety wykorzystują funkcje, które sprawują do czerpania prywatnych korzyści. Doniesienia jednego z tygodników pokazują, że rodzina pani wicepremier Emilewicz mogła w sposób nieuprawniony czerpać korzyści majątkowe - powiedział szef Platformy na konferencji prasowej.

Mężowi minister rozwoju szef PO zarzucił, że nie miał kompetencji do zasiadania w wymienionych przez tygodnik spółkach. Zaznaczył przy tym, że to nie pierwsza tego typu sytuacja z udziałem przedstawicieli obecnego obozu rządzącego. Przypomnę, że do dzisiaj nie doczekaliśmy się spełnienia obietnicy przez premiera Morawieckiego ujawnienia majątku jego żony (...) Do dzisiaj nie otrzymaliśmy wiarygodnych, rzetelnych wyjaśnień ze strony pana ministra Szumowskiego, które by dotyczyły tego, w jaki sposób osoby z nim powiązane w czasach pandemii i wcześniej bogaciły się na majątku publicznym - powiedział Budka.

Lider Platformy wezwał minister Emilewicz i premiera Mateusza Morawieckiego, by wyjaśnili doniesienia "Newsweeka". Dzisiaj zadaję konkretne pytanie, jak długo jeszcze pan premier Morawiecki będzie bronił osób, które w oczach opinii publicznej skompromitowały się tym, że najbliższe ich otoczenie bogaci się na majątku Skarbu Państwa - podkreślił Budka. Pytał też, czy informacje podane przez tygodnik są prawdziwe.

Reklama

Zastanawiał się też, ile jeszcze tego typu publikacji musi się pojawić, żeby "wreszcie przyszło otrzeźwienie" u ludzi obecnej władzy. Można zadać pytanie czy prezydent Andrzej Duda, mówiąc w jednym ze swych pierwszych wystąpień o dojnej ojczyźnie, miał na myśli właśnie prominentnych polityków PiS. Bez tych wyjaśnień rodzi się pytanie, jak wiele jeszcze osób powiązanych z PiS bogaci się na majątku Skarbu Państwa - mówił szef PO.

Nawiązując z kolei do jednej z dawnych wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, Budka ironizował, że działacze PiS nie idą do polityki "dla pieniędzy", ale "dla wielkich pieniędzy".

Wicepremier Emilewicz zarzuciła redaktorowi naczelnemu "Newsweeka", że nie pierwszy raz "w brzydki sposób uderza w rodziny osób pełniących wysokie funkcje publiczne". Tym razem – w charakterystyczny dla siebie sposób - próbuje pokazać w krzywym zwierciadle moją rodzinę. Nie mam problemu z tym, że moja działalność polityczna jest przedmiotem krytyki. Takie są reguły tej gry. Jednak kiedy ktoś – z braku innych zarzutów – próbuje poniżać najbliższych mi ludzi, burzy się we mnie wszystko i nie mogę tego zostawić bez odpowiedzi - napisała minister rozwoju, związana z Porozumieniem Jarosława Gowina.

W swym oświadczeniu wicepremier opisała też ścieżkę kariery swego męża Marcina Emilewicza. W marcu 2013 r., a więc w czasach rządów PO-PSL, Emilewicz rozpoczął współpracę z Grupą Azoty i pracował w niej do marca 2017 roku jako doradca ds. europejskich, a później specjalista w departamencie strategii i rozwoju. Z Grupy odszedł - jak podała wicepremier - w 2017, po przejściu spółki pod nadzór Ministerstwa Rozwoju, w którym wiceministrem była Jadwiga Emilewicz. Powodem odejścia była właśnie chęć uniknięcia zarzutu o konflikt interesu, ponieważ jego żona pełniła funkcję wiceministra rozwoju - napisała wicepremier.

Następnie Marcin Emilewicz - jak podała - zasiadał w Komitecie Selekcyjnym Funduszu Witelo w Grupie PZU - od marca 2017 do maja 2018 r. "Propozycja ta wynikała z doświadczenia w pracy dla instytucji europejskich" - podkreśliła Emilewicz.

Od grudnia 2017 Marcin Emilewicz związany jest zawodowo z PKN ORLEN. "Pracę eksperta w biurze zarządzania ryzykiem regulacyjnym uzyskał w wyniku kilkuetapowej rekrutacji. Na stanowisku tym był odpowiedzialny za obszar regulacji europejskich związanych z przemysłem chemicznym, korzystając ze swoich poprzednich doświadczeń zawodowych" - czytamy w oświadczeniu.