Wprowadzenie na kampanijną agendę tematu LGBT miało być czystą technologią polityczną. Nie obyło się jednak bez realnych strat. Do historii przejdą słowa posła Przemysława Czarnka: „Skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości”. Ich wydźwięk był fatalny i nawet PiS postanowił „schować” posła w dalszej części kampanii. Kandydat PiS wrócił jednak do tematyki LGBT. Nieco stonował wypowiedzi, ale w dalszym ciągu miały one ofensywny charakter, a czasem legislacyjny – gdy padła prezydencka propozycja zmian w konstytucji zakazująca parom jednopłciowym adopcji dzieci. – Władza niestety dała przyzwolenie na to, by ludzi nazywać ideologią i w ten sposób przyczynić się do tego, że ktoś kiedyś padnie ofiarą przemocy z powodu tego, że trzyma kogoś za rękę na ulicy – mówi dr Bartosz Rydliński z UKSW. – Jesteśmy naprawdę bardzo blisko tragedii, bo jeszcze przed kampanią prezydencką ktoś chciał przecież podłożyć bombę pod marsz równości w Lublinie. Mam wrażenie, że ta kampania była pod tym względem ostrzejsza niż zeszłoroczna. Słynne słowa posła Czarnka nigdy nie powinny paść w debacie publicznej. Niestety to są działania wynikające z chłodnych politycznych kalkulacji i sondaży. Kreowanie wroga jest wciąż skuteczną taktyką – dodaje.

Odwołanie COVID-19

Spory o koronawirusa od początku były nacechowane dużą demagogią po obydwu stronach. Począwszy od słynnych kopert śmierci, czyli przesadzonych obaw opozycji w sprawie głosowania korespondencyjnego, po deklaracje osób z rządu, że epidemia jest w zasadzie w odwrocie. Nieprawdą było i pierwsze, i drugie. Argumentem o kopertach opozycja starała się storpedować majowe wybory. Z kolei PiS chciał do udziału w II turze wyborów zachęcić seniorów, wśród których przeważali jego wyborcy. – Widać było interes polityczny. Premier odwołał epidemię koronawirusa dla emerytów – mówi socjolog polityki dr hab. Jarosław Flis. – Jestem przeciwnikiem masowych zgromadzeń, to może przynieść negatywne efekty później. Ludzie uznali, że pandemia została odwołana, hurtem ruszyli na mecze, do kin i gdzie się da, ale ten wirus będzie przenosił się w populacji. To może mieć duże konsekwencje jesienią, gdy wróci sezon grypowy – podkreśla prof. dr hab. Krzysztof Pyrć, kierownik Pracowni Wirusologii w Małopolskim Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Reklama
W tym kontekście na dłuższą metę szkodliwe mogą się okazać dyskusje, czy ewentualne szczepienie na koronawirusa powinno być obowiązkowe i czy warto się szczepić na grypę. – Szczególnie w tym roku ważne będzie szczepienie się na grypę po to, by zmniejszyć szanse na jednoczesną infekcję z koronawirusem. Jesienią może powrócić choroba o ciężkim przebiegu i zwiększyć się liczba zakażeń. Na razie to science fiction, ale jeśli powstanie bezpieczna szczepionka na koronawirusa, a pandemia będzie dalej takim zagrożeniem jak wiosną 2020 r., to uważam, że w imię społecznej odpowiedzialności każdy powinien się zaszczepić – podkreśla prof. Pyrć.

Pedofil z okładki

Olbrzymie napięcie w kampanii wywołała kwestia ułaskawienia przez prezydenta Andrzeja Dudę ukaranego więzieniem pedofila z zakazu kontaktu z bliskimi. Sprawę podgrzewali sztabowcy Rafała Trzaskowskiego. – Gdyby nie kampania, ta sprawa by tak nie żyła. Groźne dla każdej partii jest uderzenie w któryś z kluczowych aspektów tożsamości, ale w tym przypadku droga do uderzenia byłaby pokrętna. PiS zawsze był wskazywany jako ugrupowanie, które łatwo sięga po represję jako instrument rozwiązywania problemów społecznych. Nagle przedstawienie Dudy jako beztroskiego liberała nie było wiarygodne – podkreśla Rafał Chwedoruk. Jednak, gdy sprawa znalazła się na okładce „Faktu”, z tytułem zawierającym drastyczne szczegóły przestępstwa i zdjęciem Andrzeja Dudy, sztab kandydata PiS zareagował alergicznie. Zarzucił, że to atak inspirowany z Niemiec, co ustawiało na cenzurowanym wszystkich dziennikarzy pracujących w mediach, których właścicielem jest firma zagraniczna – To była przesadzona reakcja. Robienie sobie z połowy mediów wrogów to samobójstwo – mówi Jarosław Flis.

II tura bez debaty

Oba sztaby – z których każdy miał swój powód, by do bezpośredniego starcia kandydatów nie doprowadzić – niestety stworzyły niebezpieczny precedens. Zamiast prawdziwej debaty, mieliśmy dwie równoległe „konferencje prasowe”, w których sztaby narzuciły mediom (i swoim konkurentom) własne reguły gry. – To wyszło tragikomicznie. Widzieliśmy koncepcję, że wysyłamy dwa nagie miecze, kopiemy wilcze doły i robimy podchody, a skończyło się żenującym widowiskiem. Przez to, że kandydaci ulegali medialnemu zapleczu, poszli w medialne triki. Co działało zwłaszcza na niekorzyść Trzaskowskiego, bo to on powinien starać się bardziej – ocenia Jarosław Flis. Jeden z polityków PiS również ocenia, że Trzaskowski w sprawie debaty mógł zachować się inaczej i jeszcze na tym zyskać.
To Trzaskowski goni, a Duda broni wyniku. Wystarczyło zorganizować własną debatę w Lesznie, ale nie w tym samym momencie, co debata TVP w Końskich, tylko dzień później i pojawić się znienacka w Końskich. Trzaskowski pokazałby wtedy, że się nie boi wejść do paszczy lwa, a następnego dnia to Andrzej Duda miałby kłopot, gdyby nie przyjechał do Leszna. Trzaskowski mógł zyskać kilka punktów – ocenia polityk PiS. Sztab Trzaskowskiego widzi sprawę inaczej – ich kandydat już raz poszedł do TVP, a to Andrzej Duda uciekł przed odpowiadaniem na pytania dziennikarzy 20 redakcji, które zjechały do Leszna.

To nie była perfumeria

Powiedzieć, że TVP i główny serwis informacyjny „Wiadomości” sprzyjały Andrzejowi Dudzie, to nic nie powiedzieć. Telewizja publiczna pokazała w tej kampanii, że granice propagandy – nieskrępowanej i mało subtelnej – właściwie nie istnieją. Szczytowym osiągnięciem w tej dziedzinie okazał się materiał Macieja Sawickiego pt. „Przedwyborcza mobilizacja” (wyemitowany 24 czerwca br. w „Wiadomościach”), który wyglądał jak spot wyborczy sztabu Andrzeja Dudy. TVP jawnie w tej kampanii stanęła po stronie kandydata PiS. Przyznają to nawet politycy partii rządzącej. Choć każdy z nich jak mantrę powtarza, że TVP równoważy nieobiektywny przekaz ze strony mediów komercyjnych. Nie zmienia to jednak faktu, że media publiczne, finansowane z publicznych pieniędzy, złamały podstawową zasadę dochowania obiektywizmu. Nie chodzi tylko o propagandę w materiałach informacyjnych, lecz także o debatę prezydencką przed I turą, w której padały co najmniej dziwacznie sformułowane pytania. Doktor Bartosz Rydliński z UKSW przypomina, że TVP od lat pada łupem kolejnych obozów władzy.
Pamiętam, jak prezes TVP Robert Kwiatkowski przychodził na spotkania sztabu Aleksandra Kwaśniewskiego. Tak więc TVP zawsze wspierała aktualnie rządzących, w tym PO zwłaszcza w drugiej kadencji. Ale forma była zupełnie inna niż dziś. Polska potrzebuje wyjścia awaryjnego. Przyjęcia modelu, w którym wszystkie partie będą mogły na równych zasadach kontrolować sytuację w mediach publicznych, by się wzajemnie kontrolować – przekonuje.