Przesłuchiwany przez komisję prokurator Krzysztof Sierak zapewnił, że w trakcie śledztwa w sprawie afery węglowej nie było żadnych "podstępnych działań w formie nagród czy gróźb", które miałyby nakłaniać prokuratorów do pozaprawnych działań.

Reklama

Prokurator Sierak powiedział posłom, że "tezy i hipotezy lansowane w mediach przez przewodniczącego komisji oraz posłankę Danutę Pietraszewską (PO), iż dowody świadczą, że miały być zbierane haki na prokuratorów w postaci postępowań służbowych i dyscyplinarnych (...), to tezy na granicy bezpodstawnych pomówień".

A potem wprost zarzucił członkom komisji manipulację. "Prokuratorzy na komisji mówią jedno, a państwo wychodzą do mediów (...) i manipulując pewnymi faktami (...) mówicie o rzeczach niesprawdzonych, o których tak do końca nie macie pewności i czasami mi się wydaje, że nawet pojęcia. W moim odczuciu to kolejne polityczne igrzyska nad pracą prokuratury" - ocenił Sierak.

Świadek komisji powiedział też, że nie wie, dlaczego prokurator Jacek Krawczyk, który na początku prowadził sprawę mafii węglowej, nie kontynuował jej.

W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", Krawczyk pytany o to "kto tak dążył do wyciągnięcia sprawy Blidy? Czy prokurator okręgowy Krzysztof Sierak? Czy prokurator apelacyjny Tomasz Janeczek?", odpowiedział, że "i Sierak, i Janeczek byli tylko wykonawcami. W katowickiej prokuraturze nie działo się nic bez wiedzy i akceptacji samej Warszawy".

Sierak wytknął Krawczykowi rozbieżności w zeznaniach przed komisją śledczą. "Tak, jak w każdym zawodzie, wszędzie jest tak, że znajdują się osoby, które pomyliły się z zawodem i pan Krawczyk jest jedną z takich osób" - ocenił prokurator. Zwrócił uwagę, że w 2006 roku w ciągu siedmiu miesięcy, na 140 dni roboczych Krawczyk był w pracy tylko 30 dni. "Co to za pracownik, jak miał nadzorować sprawy" - podkreślił Sierak.