W sprawie tarczy antyrakietowej Polacy mówią swoje, a Amerykanie swoje. Na czym zatem najbardziej nam zależy? "Liczymy, że Amerykanie po podpisaniu umowy z Czechami będą bardziej elastyczni. Radar, który stanie u naszych sąsiadów bez instalacji antyrakietowych w Polsce, jest zbyteczny" - mówił Klich.
Okazuje się, że nasze żądania nie są takie wygórowane. Wbrew temu, co podawały media, nie chcemy, żeby Amerykanie podarowali nam Patrioty. Nasz rząd chce tylko, żeby w Polsce stacjonowała na stałe jedna bateria tych rakiet. I mogą ją obsługiwać Amerykanie. W razie potrzeby bateria mogłaby jechać za granicę, ale po misji powinna wrócić do Polski.
Być może ze względów politycznych, aby nie pogarszać stosunków z Rosją, Amerykanie zaoferowali czasowe stacjonowanie w Polsce obronnych rakiet na zasadzie "rotacyjnej". Byłyby one sprowadzane co kwartał z Niemiec na miesiąc, z możliwością stacjonowania na stałe w przyszłości.
Ale to nie wszystko, bo jest jeszcze pakiet polityczny. Szef MON sprecyzował, że nie mogliśmy się dogadać, gdzie byłyby rozmieszczone amerykańskie Patrioty, czyli jak będą bronione instalacje amerykańskie przed ewentualnym atakiem rakietowym, i w jaki sposób będzie chroniona Polska.
Klich wspomniał też o pewnych zastrzeżeniach do naszego głównego negocjatora, wiceministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego. Jego zdaniem, negocjator zbyt wcześnie ogłosił zakończenie rozmów. Mimo to szef MON uznał, że porozumienie z Amerykanami jest możliwe do końca lipca. Ale może być podpisane także po wyborach prezydenckich w USA, czyli po 4 listopada.