O tym, jak istotne są takie informacje, nikogo nie trzeba przekonywać. Doświadczył tego również sam premier Donald Tusk. Tuż przed wylotem do Afganistanu nasz wywiad otrzymał informacje o kolejnych możliwych atakach talibów. I właśnie dlatego samolot z szefem rządu wyleciał z Polski z 12-godzinym opóźnieniem.
"Dostaliśmy bowiem informację o ewentualnym ataku" - potwierdził nam Jacek Filipowicz, dyrektor Centrum Informacyjnego Rządu.
W Kabulu premier około godzinę czekał na lotnisku. W tym czasie służby sprawdzały podejrzaną, porzuconą ciężarówkę stojącą niedaleko lotniska. "Takie niebezpieczne sytuacje zdarzają się niestety w Afganistanie bardzo często" - dodaje Filipowicz.
Premier dojechał do bazy, a dzień później wrócił do kraju. Nad jego bezpieczeństwem czuwał m.in. wywiad, który korzysta także z informacji przekazywanych przez miejscową ludność. Teraz do współpracy z polską armią ma ich przekonać nowy program rządu.
Obywatele innych państw i ich najbliższe rodziny, którzy narażają własne życie współpracując z naszym kontyngentem, np. jako tłumacze, przewodnicy czy zwykli informatorzy, otrzymają od nas pomoc. Chodzi o zapewnienie im bezpieczeństwa w momencie zakończenia co najmniej półrocznej współpracy.
"Osoba, która naraża swoje życie dla naszych żołnierzy nie zostanie sama. Program przewiduje trzy różne formy pomocy: wypłacenie jej bezzwrotnej, jednorazowej zapomogi do 40 tys. dolarów. Udzielenie pomocy w osiedleniu się w państwach sąsiednich lub umożliwienie ubiegania się o ochronę w Polsce" - wylicza w rozmowie z "Faktem" Bogdan Klich, minister obrony narodowej.
Jeszcze w tym roku z tego programu będą mogli skorzystać przede wszystkim obcokrajowcy, którzy pomagają nam w Iraku czy Afganistanie. Program ma obowiązywać minimum do grudnia 2011 roku.