"Żołnierze są przekonani, że sytuacja, która wytworzyła się za rządów PiS, gdy żandarmeria chodziła za nimi krok w krok, powinna zostać zmieniona" - mówił Klich. Według szefa resortu obrony, nasi wojskowi w Afganistanie mają "syndrom Nangar Khel" i boją się strzelać.
"Trzeba zmienić prawo na takie, które byłoby dostosowane do potrzeb wojny, na której jesteśmy" - przekonywał Bogdan Klich.
Minister obrony stanął również murem za pilotem samolotu, którym Lech Kaczyński i towarzyszący mu prezydenci podróżowali do Gruzji. Kapitan maszyny odmówił lądowania w Tbilisi, mimo że prezydent wyraźnie się tego domagał. Samolot ostatecznie wylądował w Azerbejdżanie i dopiero stamtąd politycy dostali się samochodami do gruzińskiej stolicy.
Bogdan Klich swierdził, że pilot zastosował się do procedur i jest wzorem do naśladowania. Była to riposta na oskarżenia Karola Karskiego z PiS, że "pilot był tchórzem i powinien ponieść konsekwencje, a minister obrony narodowej powinien zostać zdymisjonowany".
Szef resortu obrony wyjaśniał, że było siedem powodów, dla których rządowy samolot nie mógł wylądować w Tbilisi. Wymienił m.in. brak zgody dyplomatycznej na przylot do Gruzji, brak informacji o stanie pasa startowego i urządzeń nawigacyjnych na lotnisku w gruzińskiej stolicy oraz możliwość prowokacyjnego zestrzelenia maszyny z polskim prezydentem na pokładzie.
"Gdyby pilot nie zastosował się do tych procedur, to wtedy można by mówić, że nie wykonał jakichś poleceń. Pilot podjął właściwą decyzję" - podkreślił Bogdan Klich.