"<Solidarność> ledwie wtedy dychała, bardzo osłabła" - wspomina w rozmowie z PAP Wałęsa. "W czasie uroczystości rocznicowych sam przychodziłem pod Pomnik Poległych Stoczniowców. Masę ludzi wyjechało, propaganda - wszystko to spowodowało, że ledwo, ledwo już żyliśmy" - mówi o 1983 roku, w którym dostał Nagrodę Nobla.
Decyzja Norweskiego Komitetu Noblowskiego dała mu wiatr w żagle. "Można było się poderwać, stałem się nieśmiertelny. W tym znaczeniu, że już musiano na mnie uważać, że komuniści musieli się ze mną liczyć, bo byłem znany na całym świecie" - opowiada Wałęsa.
>>>Wałęsa chce być na polskim euro
Nagroda była dla niego zachętą do dalszej walki z systemem. Przypomina, że nagrodę pieniężną towarzyszącą Noblowi przeznaczył na zakup sprzętu medycznego dla szpitala Stoczni Gdańskiej.
I dodaje, że nagrodę po prostu dostać musiał. "To, że ja czy cały ruch prędzej czy później dostanie Nobla, to było jasne od początku. Co do tego nie miałem wątpliwości. Już tak daleko wiedziałem, że dostaniemy czy dostanę, że wyniosłem się z domu, bo był taki wielki nacisk, szczególnie prasy zachodniej. Żeby odciążyć dom i żonę, wyjechałem na ryby na Kaszuby. Tam pociągnąłem ze sobą grupę dziennikarzy i czekaliśmy na informacje" - mówi były prezydent.
>>>Autor książki o Wałęsie odchodzi z IPN
Wałęsa otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla w 1983 r. za walkę o wolność i demokrację w krajach Europy Wschodniej. Decyzję ogłoszono 5 października. Uroczystość wręczenia nagrody odbyła się 10 grudnia 1983 r w Oslo. Nagrodę odebrała w jego imieniu żona Danuta, ponieważ Wałęsa bał się, że nie zostanie wpuszczony z powrotem do kraju.