Rząd liczy, że już sama zapowiedź przyjęcia takiej strategii spowoduje, że prezydent jednak zrezygnuje z planów uczestniczenia w szczycie.
"Będziemy musieli się jakoś dogadać, bo sprawa jest bardzo ważna. Dotyczy bowiem oszczędności naszych obywateli. Na pewno nie dopuszczę do tego, żeby znowu głównym tematem było to, kto, za ile i jakim sprzętem udaje się do Brukseli" - mówił w sobotę w drodze powrotnej z Chin sam Tusk.
Przekonywał, że w odróżnieniu od sytuacji przed październikowym szczytem nie będziemy świadkami żenujących scen z samolotem dla prezydenta czy walką o krzesła. Choć tym razem - jak podkreślał premier - Polska ma nie dwa, a jedno miejsce zarezerwowane na szczycie.
>>>Kownacki: Premier mieszkał w samolocie
"Dojdziemy do ładu. Nie będę w każdym razie gnębił prezydenta" - zapewniał Tusk. Co ta deklaracja oznacza w praktyce? "Nie ma innego wyjścia. Jeśli prezydent się uprze, premier nie poleci. Niech prezydent w tej sytuacji sam prezentuje stanowisko rządu w sprawie kryzysu" - zdradza nam polityk z kierownictwa PO.
Najpierw jednak Tusk będzie próbował w najbliższy wtorek podczas Rady Gabinetowej przekonać Lecha Kaczyńskiego, by tym razem nie leciał do Brukseli. Właśnie dlatego współpracownicy szefa rządu na razie oficjalnie uciekają od odpowiedzi na pytanie, jak premier chce zapobiec awanturze w świetle zapowiedzi prezydenta.
"Premier nie dopuści do kolejnej kompromitacji Polski" - powtarzał w rozmowie z DZIENNIKIEM Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego premiera. Jak konkretnie? Nowak unikał odpowiedzi, twierdząc, że na decyzję jest jeszcze czas. "Nie ma co podgrzewać atmosfery. Może prezydent zdecyduje jednak, że nie pojedzie, bo uzna, że tematyka jest poza zakresem jego kompetencji" - uśmiechał się tajemniczo Nowak.
Również Rafał Grupiński, minister z kancelarii premiera, o innym scenariuszu nie chciał rozmawiać. Pytany przez nas, czy prezydent może być znów zmuszony do czarterowania samolotu do Brukseli odparł: "Sądzę, że nie będzie musiał, bo zdecyduje się jednak nie lecieć".
Szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki nie wyklucza i takiego scenariusza. "Możliwe jest wszystko" - mówi Kownacki. Podkreśla jednocześnie, że jeśli rząd w przeciwieństwie do poprzedniego szczytu zapozna wcześniej prezydenta z oficjalnym polskim stanowiskiem, "reszta jest już do ustalenia". Nieoficjalnie współpracownicy Lecha Kaczyńskiego mówią, że prezydent ostateczną decyzję ma podjąć dziś. W piątek w Ostrołęce Kaczyński mówił, że najlepiej byłoby, gdyby w Brukseli był z premierem. Choć dodawał, że zdaje sobie sprawę, że w niektórych fragmentach posiedzenia niezbędna jest obecność ministra finansów.
p
Bielan: Tusk może nie lecieć? To super!
ANNA WOJCIECHOWSKA: Czy wyjazd prezydenta na szczyt Unii 7 listopada jest już przesądzony?
ADAM BIELAN*: Prezydent dziś potwierdził swoje plany. Rozmawiał już o tym z Francuzami. Z tego, co wiemy, nie ma żadnego problemu, żeby były dwa krzesła.
Jeśli prezydent się uprze, to tym razem premier ustąpi i nie poleci - usłyszeliśmy od współpracowników Donalda Tuska. Co pan na to?
Super. Wszystkie badania pokazują, że rząd stracił na sporze wokół szczytu i teraz chce zamazać złe wrażenia po tamtych wydarzeniach.
A jest szansa, że prezydent, jeśli usłyszy takie koncyliacyjne nastawienie premiera, sam też się nie będzie upierał?
Ale prezydent nie zabrania premierowi wylotu, przeciwnie, życzyłby sobie, by premier z nim poleciał. Jeśli premier nie będzie chciał, to już jego problem.
I prezydent nie będzie się obawiał wzięcia na siebie prezentacji polskiego stanowiska w sprawie kryzysu?
Prezydent jest osobą odważną. Tego rodzaju sztuczki nie zrobią na nim wrażenia i zdania nie zmieni. Takie deklaracje PO to gra psychologiczna. Tak jak za poprzednim razem próbują wszelkimi sposobami zniechęcić prezydenta do wyjazdu. Sądzę, że ostatecznie polecą obaj. Nie wierzę, że premier nie poleci. Dopóki nie zobaczę, nie uwierzę.
*Adam Bielan, rzecznik PiS