Według RMF, Pałac Prezydencki wysupłał już 150 tysięcy na prezydencki czarter, ale nadal nie odpuszcza Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
W Kancelarii Prezydenta trwają ostatnie analizy dokumentów i przepisów. Ta prawna podpórka jest potrzebna do oskarżenia Tomasza Arabskiego, szefa KPRM, o to, że przekroczył swoje uprawnienia, odmawiając głowie państwa samolotu.
Jeśli będzie można udowodnić, że Arabski złamał prawo, rozpocznie się procedura odzyskiwania pieniędzy. W tym celu ludzie prezydenta zamierzają sięgnąć bezpośrednio do kieszeni urzędnika premiera.
Przed październikowym szczytem UE w Brukseli kancelaria premiera nie zgodziła się, by prezydent udał się na to spotkanie - odmówiła mu użyczenia rządowego samolotu. Ostatecznie Kaczyński skorzystał z wyczarterowanego samolotu.
W efekcie tego sporu, premier zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o rozstrzygnięcie kwestii, czy prezydent może samodzielnie decydować o udziale w posiedzeniach Rady Europejskiej, czy też ostateczna decyzja w tej sprawie należy do szefa rządu.
A jak na ten cały spór patrzą podatnicy? Na pewno z podirytowaniem, bo przecież to oni, a nie prezydent czy premier, zapłacili za lot, a teraz, dodatkowo, płacą za kłótnie na jego temat.