Donald Tusk uważa, że orzeczenie powinno przesądzić, kto podejmuje decyzję, gdy delegacja nie jest jednomyślna. A nie to, kto na jakim krześle siedzi. Lech Kaczyński spodziewa się, że orzeczenie uwzględni zapisy konstytucji o kompetencjach prezydenta i premiera w polityce zagranicznej.
>>> Prezydent i premier w świetnych humorach
Trybunał Konstytucyjny za tydzień zajmie się wnioskiem Donalda Tuska o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między prezydentem a szefem rządu w sprawie reprezentacji Polski podczas szczytów unijnych. Tusk chce, żeby TK rozstrzygnął, czy prezydent może samodzielnie decydować o udziale w szczycie Unii i prezentowaniu tam stanowiska Polski, czy też ostateczna decyzja w tej sprawie należy do szefa rządu.
Pytany podczas konferencji prasowej w Brukseli kończącej szczyt unijnych przywódców o to orzeczenie, prezydent powiedział, że spodziewa się, iż uwzględni ono "całość dość skomplikowanej, uregulowanej w konstytucji, materii". "I tyle, nic więcej" - dodał.
>>> Prezydent uszczypliwie o rządzie
Premier, również obecny na konferencji prasowej w Brukseli, zwrócił uwagę, że on i prezydent "często są w sporze", a brak jednomyślności w sytuacji, kiedy obaj są członkami polskiej delegacji na szczyt UE, osłabia polską pozycję.
"Z definicji jesteśmy słabsi, kiedy nasi rozmówcy czy nasi partnerzy podejrzewają, że może drugi rozmówca ma inne zdanie na ten temat. I to nie jest wina czy odpowiedzialność któregokolwiek z polskich polityków, tylko sytuacja obiektywnie powoduje, że wtedy nasza pozycja może być chwilowo słabsza" - przekonywał premier.
Wniosek premiera do TK to pokłosie październikowego sporu między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem o skład polskiej delegacji na szczyt UE w Brukseli. Temperatura konfliktu była tak wysoka, że kancelaria premiera odmówiła prezydentowi samolotu rządowego, Lech Kaczyński poleciał do Brukseli wyczarterowanym samolotem.