"Nie ma prawa ubiegać się o głosy Polaków ten, kto tchórzy przed debatą" - oświadczył wczoraj Tusk w Krakowie. I zaproponował w każdym z trzynastu okręgów wyborczych starcie między kandydatami PO z PiS w najbliższą niedzielę w samo południe. Premier nie krył, że na pomysł wpadł, gdy okazało się, że pojedynku z krakowską „jedynką” PO Różą Thun unika jej rywal z PiS.

Reklama

"Usłyszałem, że minister Ziobro ucieka przed debatą, panie ministrze, niech pan nie ucieka" - apelował Tusk. Na odpowiedź nie musiał długo czekać. "Jestem gotów do debaty z każdym, ale pod warunkiem że prokuratura nie będzie angażowana do walki politycznej. W trakcie kampanii otrzymałem sześć wezwań na przesłuchanie" - odpowiedział Ziobro. Ale nad całą ofertą Tuska władze PiS mają się dopiero zastanowić. Jednak stratedzy obu partii nie ukrywają, że ich celem jest doprowadzenie do przerodzenia się kampanii w pojedynek PO z PiS. Dlatego to wyzwanie nie jest adresowane do PSL czy lewicy.

>>>PiS do PO: Nie spotkamy się w samo południe

Zresztą także dzień wcześniej PiS podczas konwencji wyborczej we Wrocławiu skupiło się tylko na Platformie.

Trzy tysiące sympatyków i członków tej partii pokazało żółte kartki rządowi Tuska. Scenariusz przygotowanej z rozmachem konwencji był dopinany jeszcze w piątek wieczorem, łącznie z wyreżyserowaniem sceny, w której Jarosław Kaczyński wzniósł dwa palce w znak "V", a sala zaczęła skandować: "Solidarność, Solidarność".

Reklama

Jak twierdzi trzech członków sztabu PiS, autorem tego pomysłu był sam prezes partii. Ale jego wykonanie wywołało mieszane uczucia. "Niektórzy żartowali, czemu prezes udaje Mazowieckiego" - mówi jeden z polityków obecnych na konwencji.

>>>Zyta Gilowska będzie wunderwaffe PiS

Reklama

Kaczyński mówił o poparciu dla stoczniowców, ale już do punktowania PO wybrano osoby spoza partii. Gwiazdami konwencji byli wicepremier Zyta Gilowska i politolog Marek Migalski startujący jako "jedynka" na Śląsku.

Migalski po raz pierwszy miał okazję pokazać się jako mówca na partyjnym wiecu. I zrobił to tak, jakby był politykiem od dawna. Choć stał przed sympatykami PiS, zwrócił się do wyborców Platformy. "Od dwóch lat poszukuje się zbrodni kaczyzmu czy ziobryzmu. Jeżeli chcecie wierzyć w tę bajkę, to jesteście zakładnikami PO" - wytykał Migalski. A potem wszyscy zebrani w Hali Orbita obejrzeli słynny spot "Kolesie". Kadry zakazane przez sąd zastąpiły plansze z napisem: ocenzurowano.

p

BOGUMIŁ ŁOZIŃSKI: Kto wygrał weekendowy pojedynek na konwencje, PO czy PiS?
ERYK MISTEWICZ*: Padł remis 1:1. W czasie konwencji PiS doszło do odbicia sztandaru "Solidarności". W ostatnich miesiącach sztandar ten został przejęty przez ekipę Donalda Tuska. Udało się jej skojarzyć Platformę z Lechem Wałęsą, symbolami „Solidarności” czy najważniejszym związkowcem Polski Marianem Krzaklewskim, który startuje z list PO. Platforma rozbiła w ten sposób istotę komunikacji, która wyniosła PiS do władzy, czyli podział na Polskę solidarną i liberalną.

Jak PiS odbił sztandar "Solidarności" Platformie?
Główny przekaz PiS, jaki pozostanie z tego weekendu, to Jarosław Kaczyński trzymający wysoko w górze palce w kształcie znaku zwycięstwa "V".

Ale ten gest niektórym kojarzy się z Tadeuszem Mazowieckim...
Jeśli jednak do tego gestu dodamy kilka tysięcy ludzi krzyczących „Solidarność”, a w tle znajdziemy bohaterów kontestujących Lecha Wałęsę, to otrzymamy efekt przejęcia sztandaru „Solidarności” z rąk PO.

Na konwencji nastąpił come back do polityki Zyty Gilowskiej. Czy to pomoże PiS?
Zyta Gilowska może być przekonująca dla mniej zdeterminowanego elektoratu Platformy. Pani profesor jest symbolem rozwoju gospodarczego, gospodarki wolnorynkowej, więc wykorzystanie Gilowskiej w czasie konwencji PiS to wzmocnienie wizerunku tej partii.

A żółte kartki dla PO?
To na pewno ciekawy zabieg na poziomie marketingu politycznego. Gdy powiedziałem o tym na Twitterze (internetowy serwis społecznościowy - red.), dostałem bardzo dużo pozytywnych głosów na ten temat od konsultantów politycznych z całego świata. Trzy tysiące osób uniosło do góry żółte kartki, to tak jakbyśmy byli na stadionie piłkarskim. Żółta kartka dla Donalda Tuska, podobnie jak Jarosław Kaczyński z uniesionymi palcami w kształcie litery "V" zamiast długiego przemówienia, świadczy o tym, że do PiS dociera, iż żyjemy w świecie szybkich obrazów i krótkich narracji.

Jakie armaty wytoczyła w niedzielę Platforma, że doprowadziła do remisu?
Po konwencji PO u wszystkich spin doktorów PiS powinny zapalić się sygnały ostrzegawcze. Zajęci własnymi kampaniami w różnych miastach Polski Adam Bielan, Michał Kamiński, Marek Migalski czy Ryszard Czarnecki strzelili samobója. Kto pierwszy wyzwie na debaty politycznych oponentów w najważniejszych ośrodkach, stolicach 13 regionów, w których toczą się wybory do Parlamentu Europejskiego, ten praktycznie te debaty wygrywa. Donald Tusk precyzyjnie takie wyzwanie rzucił: w następną niedzielę, w samo południe, na rynkach głównych miast. To sprawia, że wynik konwencji po tym weekendzie jest remisowy.

PiS powinien odmówić uczestniczenia w tych debatach?
Nie ma takiej możliwości. Proszę sobie wyobrazić, że PiS odmawia. Dziennikarze, kamery obserwują, co się dzieje. Jest polityk PO, który czeka na adwersarza. Przez kilka minut wszyscy czekają w napięciu, w świat idzie przekaz, że PiS nie podjął wyzwania. A potem na fotelu pojawia się ktoś z SLD, Libertas lub UPR i mówi, że jak PiS stchórzył, to on podejmuje rękawicę.

PiS ma szanse w tych debatach?
Oczywiście, choć już na starcie mają o 10 procent gorszą sytuację. Z takiej debaty najważniejszy jest krótki, kilkusekundowy przekaz, który pójdzie w świat. Kto lepiej zaprogramuje przekaz, ten zwycięża. Konwencja PiS pokazała, że spin doktorzy tej partii to rozumieją, więc nie są na straconej pozycji.

Jaki będzie wynik rywalizacji PO - PiS za tydzień?
Piłka jest w grze. Warto jednak zwrócić uwagę, że ten weekend wysforował na czoło te dwie partie, żadne inne ugrupowanie startujące do Parlamentu Europejskiego nie zaistniało.

*Eryk Mistewicz jest specjalistą od marketingu politycznego