Intelektualista, który romansował z Platformą, ale zostawił politykę: "Miałem różnicę zdań ze Schetyną. Podszedł do mnie bardzo blisko. Patrząc prosto w oczy, lodowatym tonem spytał: <Kłócisz się ze mną?!>. Jest w nim coś diabolicznego. Nie boję się Ziobry czy Kaczyńskiego, a Grzegorza autentycznie tak."

Reklama

>>> Jest Janusz Palikot, są kontrakty

Ciekawe, że na wojnę z potężnym wicepremierem zdecydował się Janusz Palikot, człowiek bez partyjnego zaplecza, postać z "gębą" błazna. Jeszcze rok temu Schetyna traktował go z przymrużeniem oka, lekceważąco. Od kilku miesięcy pojedynek między nimi jest prawdziwy, chwilami brutalny.

Zawiany milioner

9 kwietnia. Prokurator krajowy Edward Zalewski zleca lubelskiej prokuraturze apelacyjnej przeprowadzenie kontroli. Apelacja ma zbadać okoliczności umorzenia śledztwa w sprawie rzekomego nielegalnego finansowania kampanii przez Palikota w 2005 r. Chodzi o to, że podstawieni emeryci i studenci wpłacali na kampanię polityka pokaźne sumy. Jest podejrzenie, że nie były to ich pieniądze, ale kasa samego biznesmena. Takie działanie byłoby łamaniem przepisów wyborczych.

Reklama

Lubelska apelacja, po zleceniu z Warszawy, szybko uznaje, że umorzenie śledztwa było zasadne. Zalewskiemu, który uchodzi za człowieka Grzegorza Schetyny, to nie wystarcza. Z naszych informacji wynika, że w towarzystwie kilku innych śledczych osobiście bierze się za analizę akt. Istnieją poważne argumenty, że w kampanii Palikota były nieprawidłowości - taki jest wniosek z kilkugodzinnej narady.

23 kwietnia Zalewski pojawia się w Sejmie, na posiedzeniu komisji sprawiedliwości. Mówi, że Prokuratura Krajowa podjęła decyzję o wznowieniu śledztwa. W tym samym czasie w jednej z warszawskich restauracji obiad jedzą politycy z rządu. Przy stoliku siedzą: Grzegorz Schetyna, Paweł Graś, Mirosław Drzewiecki. W knajpie zjawia się Janusz Palikot. "Był wstawiony, wiedział już o decyzji ogłoszonej przez Zalewskiego w Sejmie" - opowiada jeden z uczestników obiadu. Rozpętuje się dzika awantura. Palikot się wścieka, że śledztwo jest wznawiane, choć prokuratura za czasów Ziobry niczego nie wykryła. Wprost oskarża Schetynę, że sprawa jest wskrzeszana z jego polecenia. I grozi wicepremierowi, że sięgnie w walce z nim po równie brutalne metody. "Zostanie po tej wojnie spalona ziemia!" - te słowa słyszy od Palikota Schetyna.

Reklama

Kilkanaście minut później wianuszek dziennikarzy otacza Palikota w Sejmie. Reporterzy pytają o wznowienie śledztwa. Zawiany poseł odpowiada: "Wierzę, że będzie dobrze. A jak nie, no to jestem ukrzyżowany."

Wypala, że to Schetyna chce go osłabić, bo będą przeciw sobie walczyć o przywództwo w Platformie, gdy Tusk odejdzie do Pałacu Prezydenckiego. "Grzegorz na pewno nie jest osobą, która się z tego nie cieszy" - rzuca Palikot, gdy dziennikarze dopytują o wznowienie kampanijnego śledztwa. Gdy trzeźwieje, rozumie, że przesadził. Nie z wojną przeciw Schetynie, ale z nagłośnieniem sprawy. Dzwoni do wicepremiera, ale ten nie odbiera. "Przesyłał Grzegorzowi SMS-y z przeprosinami" - opowiada jeden z członków rządu.

Słupy to codzienność

Połowa ubiegłego tygodnia. Spotykamy się z Januszem Palikotem w sejmowej kawiarni. Pytamy o śledztwo. Nie jest zaniepokojony. Mówi, że akurat w tej sprawie niewiele mu grozi. Nawet jeżeli prokuratorzy wykażą, że emeryci i studenci wpłacali na kampanię nie własne, ale jego pieniądze. Po konsultacjach z wybitnymi karnistami jest pewny swego. Uważa, że historia może się skończyć co najwyżej mandatem. Ale najciekawsze jest to, że poseł przeprowadził badanie na temat sondażowych konsekwencji sprawy.

>>> Ustawki posła Janusza Palikota

I są one dla niego pomyślne. Wnioski można streścić tak: jeśli kasa należała do Palikota, to mógł ją sobie wpłacić na kampanię, nawet przez podstawione osoby - winne są głupie reguły, a nie Palikot. Złamanie przepisów wyborczych? To nie problem, bo szacunek Polaków dla prawa jest niski.

Były polityk prawicowy, z kilkunastoletnim stażem: "Proceder wpłacania pieniędzy na kampanię przez podstawione osoby jest powszechny. W tej sprawie panuje polityczny konsensus. Za to na Palikota nikt się nie rzuci, bo zginie od własnej broni".

A co mogłoby zaszkodzić człowiekowi, który zdecydował się na wojnę ze Schetyną? Jest jedna taka historia.

Była żona może szkodzić

Z badań, które zlecił Palikot, wynika, że ogromną szkodę przyniosłoby mu potwierdzenie wiadomości o oszukiwaniu małżonki przy rozwodzie. Od roku w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie toczy się śledztwo, a ukrywanie przez niego majątku przed Marią Nowińską jest jego najważniejszym wątkiem.

Tak się składa, że od dwóch miesięcy sprawy w tym postępowaniu nabierają przyśpieszenia. W marcu został powołany biegły, który ma ocenić, czy Palikot w 2004 r. działał na szkodę spółki będącej wspólną własnością jego i żony. Z naszych informacji wynika, że prokuratura jest w posiadaniu niekorzystnej dla polityka analizy ekonomicznej. Pięć lat temu, będąc w sporze z Nowińską, Palikot wyprzedawał ich wspólne papiery wartościowe anonimowym podmiotom za granicą, w których z resztą pojawiali się współpracownicy przyszłego polityka. Ze wspomnianej analizy wynika, że majątek był wart dużo więcej, niż wynosiły ceny, które brał za niego Palikot. W sumie te różnice to kilkadziesiąt milionów złotych. Istnieje podejrzenie, że Palikot mógł działać na szkodę firmy. W polskim prawie to przestępstwo, za które można nawet trafić za kratki.

Najciekawsze, że akta tej sprawy gospodarczej trafiły w tym miesiącu do Prokuratury Krajowej kierowanej przez Edwarda Zalewskiego, który cieszy się poparciem Schetyny. Wszystko odbyło się ku zdziwieniu prokuratora prowadzącego śledztwo, który nie wiedział, dlaczego akta jadą do jednostki kierowanej przez Zalewskiego.

Sposób, w jaki ta historia się rozwija, budzi zdenerwowanie Palikota. Polityk, w kuluarowych rozmowach z kolegami, oskarża Schetynę, że ten prowadzi przeciw niemu krucjatę pod rękę z Romanem Giertychem.

Dlaczego z Giertychem? Były lider LPR jako adwokat reprezentuje Marię Nowińską. To właśnie po ich doniesieniu prokuratura wszczęła przed rokiem śledztwo. "Rozumiem zdenerwowanie Palikota, bo grożą mu poważne zarzuty prokuratorskie, ale ja niczego nie konsultuję ze Schetyną" - mówi Giertych.

Tusk z żołądkową

By zrozumieć istotę gwałtownej wojny między Palikotem a Schetyną, trzeba się cofnąć o kilka lat. Tusk i jego dwór są w opozycji. Niewiele jest do roboty, panowie mają dużo wolnego czasu. I mecenasa, który zaprasza i bez mrugnięcia okiem płaci rachunki, a na dodatek nie zgłasza aspiracji politycznych.

"Rachunki za takie posiedzenie trzech, czterech najważniejszych osób w Platformie w najlepszych warszawskich knajpach potrafiły dochodzić do 10 tys. zł" - opowiada osoba, która zna od kuchni życie Platformy.

Oczywiście nie szło tylko o płacenie w restauracjach, były też inne korzyści. Na przykład w kampanii prezydenckiej 2005 r. Palikot wydaje Tuskowi w swojej oficynie książkę "Solidarność i duma". Setki billboardów w całej Polsce zostają oklejone wizerunkiem lidera Platformy. "Ktoś wyliczał, że gdyby Palikot chciał przy tym interesie wyjść na zero, to nakład książki Tuska powinien być trzy razy wyższy. Do tej pory u nas się żartuje, że <Solidarność i dumę> można kupić w hipermarkecie promocyjnie. Pod warunkiem że weźmie się dwie flaszki żołądkowej gorzkiej" - mówi były działacz lubelskiej Platformy.

Szybko okazuje się, że Palikot inwestuje, ale chce czegoś w zamian. Potrzebuje docenienia, którym byłoby dopuszczenie go do zarządu partii. Przegrywa sromotnie w wewnętrznych wyborach w 2006 r., wydaje się autentycznie załamany. Tusk i Schetyna odpowiadają w swoim stylu: "Wiesz, myśmy chcieli, tylko sala cię nie wybrała".

Palikot długo nie może zrozumieć, że on, człowiek, który popija wino z liderami, nie wchodzi do zarządu, a znajdują tam miejsce anonimowe postacie, jak na przykład Urszula Augustyn.

Najbliższy współpracownik Schetyny i Tuska w tamtym czasie: "Jeśli ten facet w różowej marynarce wyobraża sobie, że będzie ustawiał grę Platformy, to się zamienił z kimś na głowy".

Ale lubelski poseł nie ustępuje. "Od 2007 r., używając przenośni, zapisuje się na siłownię, zaczyna pakować, budować swoją pozycję" - opisuje były współpracownik Schetyny. Drogą są skandale i bulwersujące występy. Efekty PR-owskich trików przychodzą szybko. Słupki rozpoznawalności i poparcia w strzelają do góry. Liderzy Platformy też się cieszą. Poseł odbiera poparcie lewicy, wciąga do politycznego magla Lecha Kaczyńskiego, bije się z PiS i na dodatek robi to za własną kasę.

Szefowie partii za zamkniętymi drzwiami głaszczą Palikota po głowie, dopuszczają go do tajnych narad i sekretów. W swoim telefonie Palikot ma zapisany numer prywatnej komórki do Tuska.

Zabierzmy koncesję Rydzykowi

Jednak w ostatnich miesiącach coś zaczyna zgrzytać. Występy Palikota są coraz bardziej nieprzewidywalne, jak choćby publiczne czytanie IPN-owskiej teczki Jarosława Kaczyńskiego. Ta kwietniowa akcja doprowadza do białej gorączki samego Tuska. "Babranie się w esbeckich fałszywkach, które na dodatek sam Kaczyński ujawnił, to była żenada. Trudno, żeby takie rzeczy cieszyły premiera" - mówi jego współpracownik.

Inny przykład politycznego obłędu. Platforma planuje strategię na kampanię europarlamentarną. Palikot proponuje Tuskowi, żeby ten szybko doprowadził do wybrania go na szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wtedy on odbierze koncesję Radiu Maryja, a Platforma będzie miała gotowy temat, który zogniskuje całą kampanię wyborczą. Premier poprosił o kolejne pomysły.

Polityków, a zwłaszcza Schetynę, irytuje to, że pomysły zgłaszane przez Palikota nie są wynikiem wewnętrznych narad, ale idą od PR-owskich magików, którzy pozostają na sztywnym łączu z lubelskim posłem. Irytację wzbudza, że wiele z tych zagrywek ma umacniać samego Palikota, a nie Platformę.

Ale Palikot - napompowany medialną popularnością - zaczyna się szarogęsić. "Po kątach mówi, że walczy za nas z całym światem, że ładuje w to własne pieniądze, że jest jednym z najbardziej popularnych posłów. A w zamian dostaje z własnej partii kuksańce i publiczne napomnienia" - opowiada poseł PO. Kilka miesięcy temu w ustach Palikota, w trakcie kuluarowych rozmów zaczynają się też pojawiać "osobiste wycieczki" w stronę Schetyny: że medialnie słaby, że brak mu charyzmy, że pozycję zyskał tylko dzięki brutalności, że faworyzowanie go przez Tuska jest niezrozumiałe.

"Zaczyna zręcznie wykorzystywać napięcie między liderami. Nieuchronnie zbliża się moment nowego rozdania, gdy Tusk pójdzie walczyć o prezydenturę. Nie jest przesądzone, kto i w jaki sposób przejmie schedę. Nie wiadomo, kto zostanie premierem, komu przypadnie rozdawanie kart w partii. W blokach startowych czeka kilku kandydatów. Schetyna chciałby jak najwięcej dla siebie, ale Tusk lekką ręką nie odda mu wszystkich zabawek. Palikot widzi to napięcie i sprytnie je rozgrywa" - opisuje parlamentarny polityk PO.

To rozpychanie się Palikota sprawiło, że już w tym roku Tusk zrobił małe konsylium nad jego przypadkiem. Wezwał kilku wiarusów, którzy towarzyszą mu od lat, i zadał proste pytanie: "Czy wyobrażacie sobie, że on będzie szefem partii, premierem albo ministrem? Nikt z zebranych nie odpowiedział twierdząco".

POP, czyli Palikot, Olechowski, Piskorski?

Marzec. Pokój ministra Drzewieckiego w sejmowym hotelu. Jest gospodarz, przyszli Schetyna, Tusk, zjawił się Palikot. Premier pyta tego ostatniego, czy na poważnie rozgłasza, że będzie walczył ze Schetyną o przywództwo w partii. Palikot potwierdza. "Mówiłem ci, że nie żartował" - wypala Tusk do Schetyny.

>>> Magik główny pana Palikota

Po co Palikotowi wojna ze Schetyną? Taki wybór przeciwnika ma kilka minusów. Po pierwsze Schetyna ma ciężką rękę, pod drugie nie zna się na żartach, po trzecie jest graczem z kilkunastoletnim stażem, po czwarte ma pamięć słonia. Ale jest jeden duży plus. Konfliktując się ze Schetyną, Palikot buduje własną pozycję. Według zasady: nie jestem tylko błaznem, ale facetem, który walczy z najmocniejszymi.

Tylko o co Palikot może naprawdę walczyć? Sami liderzy Platformy mają problem z odpowiedzią na pytanie, o co mu chodzi. Chce być szefem partii, premierem, może ministrem? Marzy mu się własna partia? Może wszystko jest tylko grą i kaprysem zakochanego w sobie milionera? "Czego on chce? Dobre pytania. Znam go od lat, ale nie wiem" - odpowiada ważny polityk rządowy.

Sam Palikot opowiadał nam w zeszłym tygodniu, że do jego ocen wykorzystujemy nieodpowiednią miarkę, bo on nie jest "politykiem partyjnym". Tłumaczył, że przy kapitale politycznym, który zgromadził, mógłby wyjść z Platformy i zacząć budować coś na własną rękę. Czy to zrobi? Odpowiedzią była mina sfinksa.

Osoba ze ścisłego kierownictwa PO opowiada, że w partii poważnie rozpatrywany jest scenariusz, w którym Palikot odchodzi z Platformy. Pchany własnymi ambicjami trzaska drzwiami, zakłada partię albo sprzymierza siły z Pawłem Piskorskim i jego Stronnictwem Demokratycznym. Palikot pozostaje w bardzo dobrych relacjach z Andrzejem Olechowskim, który z kolei romansuje z Piskorskim i jego Demokratami.

"Palikot u nas? Budujemy umiarkowaną partię. Palikotowe ekscesy do nas nie pasują" - mówi polityk z SD.

Ale są rzeczy, które łączą Palikota i Piskorskiego. Na przykład ogromna niechęć do Schetyny.

"W kierownictwie Platformy brane jest pod uwagę rozwiązanie, że Palikot po gwałtownym rozstaniu z PO zaczyna do nas strzelać" - opisuje ważny polityk z partii Tuska.

>>> Zobacz, co ma Palikot - bogacz wśród posłów

Amunicji by mu nie zabrakło, Palikot został przecież dopuszczony w Platformie do najściślejszego kręgu tajemnic. Czy to by mu się opłacało? Niekoniecznie. Oczywiście przypadkiem mogłoby się wtedy okazać, że prokuratorskie śledztwa w jego sprawie są bardzo rozwojowe.

W całej rozgrywce ciekawą taktykę przyjął premier. Nie karci Palikota, który publicznie rzucił się do gardła jego zastępcy, nie wypycha błazna z partii. "Tusk chce pokazać, że nie wykonuje wyroków pod dyktando Schetyny. Poza tym mamy środek kampanii wyborczej. Są też powody merytoryczne. Palikot jest ciągle przydatny do wojenek z PiS, prezydentem, do zagarniania lewicowego elektoratu" - opowiada było polityk Platformy, który zna obu liderów PO.

A czy premier lubi Palikota?

Były platformers zaczyna się natrząsać: "Lubi? Złe określenie. Tusk mało kogo lubi w polityce. On kalkuluje w tym politycznych chaosie. Jak mu zacznie wychodzić z analiz, że Palikot jest balastem, to go zepchnie. Nie zawahał się z Olechowskim, Piskorskim, Gilowską czy Rokitą. Dlaczego miałby się cackać z Palikotem?"