• Polityczki wchodzące w skład rządu Donalda Tuska - Barbara Nowacka i Katarzyna Kotula podczas zaprzysiężenia, składały przysięgę, mówiąc, że obejmują stanowisko ministry.
• Internet rozpaliła dyskusja nad tym, która forma jest poprawna: pani minister, ministerka, czy ministra. Ministerka, czy ministra są formami innowacyjnymi. Nie można ich traktować jako błędów, bo błąd jest nieświadomym odstępstwem od normy, a to są twory celowe - mówi dr Konrad Szamryk z UwB.
• Używanie feminatywów skrytykowała premier Beata Szydło, która stwierdziła, że jest to "psucie języka lewacką nowomową". Pani premier Beata Szydło pisząc o „lewackiej nowomowie”, sama psuje język nowomową - podkreśla językoznawca.
• Całym sercem jestem za feminatywami, bo nie budzą mojej śmieszności, ani nie postrzegam ich jako błędów językowych, choć jeszcze nie mieszczą się w normie. Przekazują dodatkową informację, a to ważne - oświadcza rozmówca portalu Dziennik.pl.
Sylwia Bagińska, dziennikarka Dziennik.pl: Pierwsze pytanie, najważniejsze, bo to wciąż dla wielu nie jest jasne: pani minister, ministra czy ministerka? Czy któraś z tych form jest błędna?
Dr Konrad Szamryk, językoznawca, Uniwersytet w Białymstoku: Trudno te formy oceniać w kategoriach błędu. Błąd to nieświadome odstępstwo od reguł języka. Tu nie mamy do czynienia z nieświadomym odstępstwem, tylko ze celowym wprowadzaniem form żeńskich. Dlatego to nie jest błąd, a raczej innowacja, a to już zupełnie inna perspektywa. Ministerka, czy ministra wzbogacają więc język. Mogą się one nie mieścić jeszcze w normie słownikowej, ale błędami nie są.
Język obecnej kadencji Sejmu pokazuje nam, że zdecydowanie częściej używana jest forma ministra niż ministerka. Do tej pory mogliśmy zastanawiać, czy kobieta minister to ministra, czy ministerka. Teraz już śmiało można stwierdzić, że ministra, bo taką formy wybrały ministry, które znalazły się w rządzie premiera Donalda Tuska.
Anna Maria Żukowska z Nowej Lewicy na platformie X zwracała uwagę, że powinna być jednak ministerka.
To jest ciekawe, czyli ciągle panuje jakaś dowolność. To pokazuje, że feminatywy są ciągle in statu nascendi. Jeszcze trochę przyjdzie się nam o nie pospierać. Zwróciłem jednak uwagę natomiast na to, że podczas zaprzysiężenia rządu Katarzyna Kotula i Barbara Nowacka, składając ślubowanie, użyły form: obejmując urząd ministry. Jeśli urzędniczka państwowa tej rangi składa ślubowanie jako ministra, to już chyba nie ma bardziej oficjalnej, doniosłem chwili dla użycia form żeńskich. Panie minister użyły formy ministra, a prze to dają feminatywom zielone światło nie tylko w języku polityki, ale w ogóle w polszczyźnie.
Czyli feminatywy oficjalnie powracają?
Przypomnę, że Rada Języka Polskiego dwukrotnie wypowiedziała się na temat feminatywów. Pierwszy raz w 2012 roku - wtedy stanowisko RJP było dość zachowawcze. Stwierdzono, że systemowo są to formy dopuszczalne, ale nie są powszechne, dlatego zaleca się używanie form pani minister, pani marszałek. Ale już w 2019 roku rada zmieniła swoje stanowisko wobec feminatywów. Stwierdzono, że polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich. W ciągu 10 lat społeczeństwie polskim dokonała się spora zmiana, a język polski na tę zmianę żywo reaguje.
Pewna, i to wcale niemała grupa kobiet, zaczęła odczuwać potrzebę, aby zajmowane przez nie stanowiska oraz pełnione funkcje określać formami żeńskimi. Co ciekawe, już w dwudziestoleciu międzywojennym w polszczyźnie pełno było feminatywów. Później jednak wzmocniła się tendencja odwrotna i zawody kobiet zaczęto określać formami męskimi.
Dlaczego?
Uważano, że płeć stanowi sprawę drugorzędną, nie powinna być podkreślana, a formy żeńskie traktowano jako umniejszające rangę zawodu.. Polszczyzna więc zatacza koło, gdyż w ostatnim dziesięcioleciu tendencji do używania feminatywów znowu się wzmocniła. Pojawia się jednak pytanie: czy nas, użytkowników, takie formy rażą, drażnią, śmieszą?
Była marszałek Sejmu Elżbieta Witek zwracała uwagę, gdy mówiono o niej marszałkini lub wicemarszałkini.
I dlatego powinna zostać panią marszałek. Natomiast jeśli ktoś chce być ministrą, czy marszałkinią, należy to uszanować. Warto bowiem zastanowić się, czy rozmawiając z drugą osobą, użyjemy form godnościowych, które nam bo są bliższe naszemu językowi i światopoglądowi, czy chcemy używanymi formami okazać szacunek drugiej osobie? Czy skupiamy się na sobie jako nadawcy, czy jednak na odbiorcy? Grzeczność w języku polega na tym, że na pierwszym miejscu powinniśmy postawić odbiorcę. Jeśli ktoś życzy sobie być określany marszałkinią, posłanką, czy ministrą, to powinniśmy takiej formy użyć.
Czyli nie powinniśmy tego ujednolicać? Musimy zapamiętać, że Elżbieta Witek chce być byłą panią marszałek, a Barbara Nowacka ministrą itd.
Ujednolicanie i powszechna unifikacja to jednak redukowanie i zubażanie języka. Służy ekonomii, ale przez to też coś w języku tracimy. Feminatywy w polszczyźnie są, jest ich nawet coraz więcej, bo język ewoluuje i reaguje na rzeczywistość. Grzeczność w komunikacji w dużej mierze opiera się właśnie na różnorodności form. Jak pisał Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”: 'Trzeba się długo uczyć, ażby nie zbłądzić / I każdemu powinną uczciwość wyrządzić'. Nie jest więc tak łatwo, jeśli chcemy komunikować się grzecznie i stosownie.
Czyli publiczne poprawianie przez polityków jest faux-pas?
W ogóle unikałbym publicznego poprawiania kogokolwiek. Kiedyś dziennikarze zapytali mnie, czy poprawiam swoich przyjaciół?. Żartobliwie odpowiedziałem, że nie, bo nie chcę ich stracić. Poprawianie językowe nie powinno się odbywać publicznie, ale w polityce czy w internecie jest jednak odwrotnie, bo w tych przestrzeniach użytkownicy często chcą zaznaczyć swoją przewagę, zwłaszcza intelektualną.
Była premier Beata Szydło w mediach społecznościowych skrytykowała używanie form ministra, ministerka i stwierdziła, że "jest to psucie języka polskiego lewacką nowomową". Dodała, żeby być w tym "chociaż konsekwentnym".
Nie postrzegałbym tego jako psucia języka. Psucie języka to niedbanie o język, niezwracanie uwagi na reguły językowe, czyli brak metajęzykowej refleksji. Tu mamy do czynienia z formami innowacyjnymi, które świadczą jednak o dużej świadomości językowej. Panie zastanawiają się nad tym, jakich form użyć. Co ciekawe, gdy pani premier Szydło używa określenia „lewacka nowomowa”, to sama po tę nowomowę sięga. Choć warto zauważyć, że nowomowa, przynajmniej dla językoznawców, to jednak coś innego - to język komunikowania władzy w państwach totalitarnych.
Mnie z kolei razi tendencja, powszechna zwłaszcza wśród polityków z lewa i prawa, mówienia w każdym zdaniu o Polkach i Polakach. To rozgraniczenie na Polki i Polaków jest zupełnie niepotrzebne. Takie jest też stanowisko RJP. W formie Polacy mieszczą się obie płcie. Tę polityczną manierę, jeśli mnie pamięć nie myli,, zapoczątkowała właśnie pani premier Beata Szydło. Trudno więc w postawie pani premier dostrzec konsekwencję, do której sama tak się odwołuje. Na szczęście język, choć rządzi się regułami i zasadami, do końca konsekwentny i logiczny nie jest.
Były prezydent Bronisław Komorowski w wywiadzie dla Radia ZET podkreślił, że on będzie mówił "po swojemu" i dodał, że to funkcja ministra czy prezydenta jest zapisana w Konstytucji, a nie ministry czy prezydentki.
Tak, ślubowaniu wymieniani są Prezes Rady Ministrów, wiceprezesa Rady Ministrów i minister. Czy taką przysięgę można zmienić i wprowadzić feminatywy? To jest pytanie legislacyjne. językoznawca nie widzę przeszkód – prawnicy mogą mieć jednak inne zdanie. Pan prezydent Komorowski może używać takich form, jakie uważa za stosowne, ale już na to, jak taka komunikacja będzie odbierane przed otoczenie, zwłaszcza ministry i posłanki, pan prezydent nie będzie miał wpływu. Warto jednak przypomnieć, że do prezydenta Komorowskiego, choć prezydentem de facto już nie jest, ciągle powinniśmy się zwracać 'panie prezydencie'.
Właśnie z grzeczności, bo tytuł ten przysługuje mu dożywotnio. Możemy też mówić pan Komorowski, ale w ten sposób odbieramy szacunek, który się panu prezydentowi należy. Dlaczego więc Katarzyna Kotula nie może być ministrą? .Dla mnie Bronisław Komorowski będzie zawsze prezydentem Bronisławem Komorowskim, choć dla innych to już tylko pan Komorowski. I znowu odwołam się do 'Pana Tadeusza': 'Kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało / Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje / Wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje'. Może warto jednak czasem pomyśleć o tym, co jest ważne dla naszego rozmówcy, a nie tylko dla nas?
Gdyby feminatywy pojawiły się w Konstytucji, to na pewno wywołałoby to spore poruszenie.
Na pewno. Tak jak we mnie wywołało zaskoczenie, ale takie pozytywne, panie ministry składały ślubowania, mówiąc: 'obejmując stanowisko ministra'. Co ciekawe, kwestię feminatywów w expose poruszył premier Donald Tusk. Mówiąc o pani Katarzynie Kotuli, najpierw powiedział pani minister, a potem ministra. Wyjaśnił, że użył tych form wymiennie i dodał, że w jego rządzie nie ma dogmatów, każdy mówi, jak chce i wybiera formę mu bliższą. Jeśli premier w tak ważnym wystąpieniu sejmowym, jakim jest w expose, używa obu form, to czy jeszcze ktoś albo coś może zatrzymać feminatywy, przynajmniej w polityce? Chyba już nie.
Kontakt do autora artykułu: sylwia.baginska@infor.pl