Przypomnijmy, że w piątek Michał Wypij i Artur Soboń są przesłuchiwani w charakterze świadków przed sejmową komisją śledczą ds. wyborów korespondencyjnych.

Reklama

Na wcześniejszym przesłuchaniu były szef Porozumienia Jarosław Gowin ujawnił, że członkowie rodziny Michała Wypija, "piastujący stanowiska w organach administracji państwowej, byli nagabywani o to, aby wpłynęli na pana posła, aby on także zagłosował za wyborami kopertowymi".

Groźby pod adresem Wypija? "Dochodziło do różnych spotkań"

Wypij dopytywany był o to, kto kierował pod adresem jego i jego bliskich groźby i zastraszanie. Były poseł Porozumienia odparł, że "dochodziło do różnych spotkań". Następnie zaznaczył, że w jednym z wywiadów opowiadał o spotkaniu, "które odbyło się w willi premiera przy ul. Parkowej". O spotkaniu dowiedziałem się 30 minut przed nim od Jarosława Gowina, który poprosił mnie, abym wziął w nim udział - mówił.

Następnie Wypij zeznał, że "ze strony PiS w spotkaniu brali udział Jarosław Kaczyński, Mariusz Kamiński, Jacek Sasin, Tomasz Zdzikot jako prezes Poczty Polskiej". Zaznaczył jednak, że nie było tam premiera Mateusza Morawieckiego.

Ujawnił, że byli tam Jadwiga Emilewicz i Marcin Ociepa. Mówiąc o uwagach członków Porozumienia, które dotyczyły kwestii prawno-technicznych poinformował, że podczas spotkania były podnoszone "kwestie braku chętnych do zasiadania w obwodowych komisji wyborczych, kwestia związana z przekazaniem spisu wyborców przez samorządowców".

"Kamiński wpadł w furię". Wypij zeznał przed Komisją

Reklama

Największe wrażenie w tej dyskusji było zachowanie ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego, który wpadł w furię. Wstając, wyskoczył, zaczął mówić, że nasze działania i zachowania nadają się do więzienia, powinniśmy zostać zniszczeni, że nasza działalność jest antypaństwowa i że na nią odpowiemy - mówił Wypij i dodał: "wtedy także wiedziałem, że naszą odpowiedzialnością jest, aby się nie cofnąć".

Po tym, jak wypowiadałem się w mediach przeciwko wyborom kopertowym, część polityków władzy miała świadomość, że nie są w stanie wpłynąć na zmianę mojej decyzji w żaden inny sposób, jak w niekonwencjonalnymi metodami - kontynuował.

Korzystając z doświadczenia i pewnych znajomości, np. mojego taty, który przed laty funkcjonował w przestrzeni publicznej, próbowali wykorzystać stare kontakty, aby wpłynąć na decyzję syna- wskazał i wyjaśnił, że o tym mówił jego tata.

Wypij ujawnia. Chcieli się spotkać z jego rodzicami

Wypij zeznał, że największe wrażenie zrobiła na nim informacja, "że jeden z doradców, czy współpracowników prezydenta Andrzeja Dudy, z Gdańska, były radny PiS, specjalnie poprosił o spotkanie mojego ojca i udał się do miejsca, gdzie moi rodzice wówczas przebywali".

Chodzi o miasto Pasym w okolicach Szczytna, po to, żeby się spotkać i porozmawiać - wyjaśnił i dodał, że "spotkanie odbyło się na prośbę tej osoby na stacji benzynowej w Pasymiu, miało przebieg kulturalny, acz zdecydowany, z tego, co powiedział mi ojciec". Przede wszystkim ten pan był zainteresowany tym, czy jest jakaś szansa na zmianę mojej decyzji i jak może zakończyć się cała sytuacja - poinformował Wypij.

Dopytywany przez szefa komisji Dariusza Jońskiego (KO) o nazwisko doradcy prezydenta Andrzeja Dudy powiedział: "Nie znam osobiście tego pana. To był pan Jerzy Milewski".

Wiem także od taty, że z racji jego doświadczenia zawodowego i kontaktów kontaktowali się z nim funkcjonariusze różnych służb. (...) Jeden z funkcjonariuszy próbował wpłynąć na ojca, żeby umożliwił spotkanie ze mną, tata zablokował tę możliwość. Jak wnioskowałem po słowach ojca, celem spotkania było wpłynięcie na zmianę mojej decyzji. Nic, ani nikt nie było w stanie wpłynąć na zmianę mojej decyzji - wskazał Wypij.

Następnie podkreślił, że w jednym z artykułów przeczytał, że "jeżeli nie zmienię zdania, to jedna z osób bliskich z mojej rodziny straci pracę i nie będzie mogła kontynuować swojej kariery w administracji publicznej, mimo, że zaczęła pracować długo przed moim zaangażowaniem w politykę". W tym artykule "osoba z otoczenia Pałacu Prezydenckiego mówiła, że są przekonani, że ostatecznie zagłosuję jak trzeba". W ich rozumienia zakładam, za tym, żeby poprzeć nielegalne wybory - dodał.

Pytany, kto według jego wiedzy był pomysłodawcą zorganizowania wyborów korespondencyjnych, odparł: "Adam Bielan był autorem pomysłu, tym pomysłem zaraził kierownictwo PiS, nie informując, jak mniemam o danych instytutu Kocha, które mówiły, że wzrost zakażeń po drugiej turze wyborów w części (niemieckich) landów był wyraźny".