Z Rosji nie wróciły chorągwie legionów Dąbrowskiego
Dziennik.pl: Jak obecnie wygląda kwestia zagrabionych przez Rosjan polskich dzieł sztuki?
Dr Mariusz Klarecki, historyk sztuki, współautor "Raportu o stratach wojennych Warszawy", pracownik Zamku Królewskiego w Warszawie i kurator Pałacu Pod Blachą: Na początku podkreślmy, że wywóz dóbr kultury odbywał się w jednym kierunku. To Związek Radziecki zabierał rzeczy przynależne Polsce. Do tej pory nie zostały zrealizowane w pełni postanowienia Traktatu Ryskiego z 1921 roku. Nie wróciły chociażby chorągwie legionów Jana Henryka Dąbrowskiego, 70 tys. numizmatów czy 10 tys. sztychów oraz tapiserie.
Wspomnę, że na Zamku Królewskim w Warszawie co prawda mamy jedną tapiserię zatytułowaną "Upadek moralny ludzkości przed potopem", która w 1977 roku, podczas odbudowy Zamku, została przekazana Polsce przez rząd radziecki, rzekomo jako "dar ZSSR dla narodu polskiego". Natomiast jest to tapiseria, która pochodziła ze zbiorów króla Zygmunta Augusta i należała do polskich zbiorów zrabowanych na rozkaz Katarzyny II w listopadzie 1794 roku przez generała Suworowa, osławionego w brutalnej pacyfikacji ludności warszawskiej Pragi.
Da się w ogóle oszacować polskie straty, które wzbogaciły Rosję sowiecką?
Mówimy o przedmiotach wywiezionych po 17 września 1939 roku ze wschodnich terenów Rzeczpospolitej. W grę wchodzi obszar kraju liczący 180 tys. km kw., czyli niemal połowa terytorium polskiego przedwojennego państwa. Dodajmy, że to obszar większy o ok. 20 proc. od szeroko pojętych ziem zachodnich (Śląsk, Mazury, Pomorze Zachodnie) przyznanych Polsce po wojnie.
Armia sowiecka, wchodząc w 1939 roku w granice Polski, łupiła dwory, kościoły, rozmaite instytucje kulturalne, niszczyła nieruchomości i wywoziła wszelkie dobra. Można więc powiedzieć, że niemal połowa zasobów, które znajdowały się w polskich prywatnych rękach, a bardzo często też w rękach publicznych, regionalnych muzeach, zostało wywiezionych. I one w tym momencie znajdują się w Moskwie - w Muzeum Puszkina - i w Petersburgu.
Co wiemy o tych zbiorach?
W podziemiach Muzeum Puszkina znajdują się wręcz nieprzebrane skarby - są to łupy nie tylko pochodzące z Polski. Przy czym pozostają nieskatalogowane i nieudostępniane badaczom. Kilkanaście lat temu, zapewne przez nieuwagę, pojawiły się w internecie fragmenty kolekcji z moskiewskiego muzeum. Od razu polskie ministerstwo kultury wystosowało 20 wniosków o zwrot. W efekcie Rosjanie błyskawicznie wycofali tę informację o zbiorach ze strony internetowej.
Czy Rosjanie coś nam zwrócili po wojnie?
W 1996 roku oddali nam jeden obraz - "Apollo i dwie muzy" Pompeo Batoniego z 1741 roku. Jest to bardzo piękna scena rodzajowa. W 1939 roku "Apollo" znajdował się w zbiorach wilanowskich. Został znaleziony w Pawłowsku pod Petersburgiem.
Wniosków rewindykacyjnych, które popłynęły w kierunku Rosji, było, jak wspomniałem, 20. Wysyłano je w latach 2004, 2012 i 2014.
Jaka była odpowiedź?
Oczywiście Rosjanie w żaden sposób się do nich nie ustosunkowali. Z Moskwą dialogu nie ma.
Z ciekawości zapytam, czy strona rosyjska wnioskowała do strony polskiej o zwrot czegokolwiek?
Nie słyszałem o takim przypadku. Jak te przedmioty mogły trafić do nas? Zawsze kierunek był jeden.
Może plany budowy Pałacu Kultury i Nauki…
Chyba faktycznie tylko to… Wracając jeszcze do rzeczy zagrabionych przez Rosjan, mówimy też o archiwach, np. o archiwum Auschwitz-Birkenau.
Jak oszacować wielkość strat wojennych
Czy ktoś próbował stworzyć kompleksową listę utraconych na rzecz Moskwy dóbr kultury?
Jest to troszkę terra incognita. Są szczątki informacji w archiwach. Z przyczyn wiadomych nie jesteśmy w stanie wyciągnąć informacji od strony rosyjskiej. Ogólne szacunki mówią, że po wejściu bolszewików do Polski 17 września 1939 roku Rosjanie przejęli ok. 1 mln obiektów zabytkowych. Oczywiście Moskwa wiele z tego oddała później, np. w latach 50. XX w.
Co by pomogło w oszacowaniu takich strat?
Same zbiory publiczne były często katalogowane, co ułatwia pracę badawczą. Przykład z innego podwórka. Podczas akcji pruszkowskiej tuż po upadku Powstania Warszawskiego priorytetem dla muzealników było ratowanie inwentarzy, a dopiero później samych obiektów. Robiono to po to, żeby było wiadomo, co konkretnie straciliśmy. To była niezwykle trafna decyzja Stanisława Lorentza i Jana Zachwatowicza. Do tej pory zresztą korzystamy z tych archiwów. Ze zbiorami prywatnymi jest już znacznie gorzej. Właściciele rzadko bowiem opracowywali inwentarze, a tym bardziej fotografowali swoje dzieła przed wojną.
W pracy badawczej wielokrotnie spotykałem się z sytuacją, że prywatni kolekcjonerzy z Warszawy i okolic dysponowali listami dzieł. Często, wraz z fotografiami artefaktów, składali dokumentację w odpowiednich urzędach, natomiast w archiwach ślad po tym zaginął. Nie mam pojęcia, co się z tymi listami stało. Kwestionariusze ministerstwa kultury w latach 70. zostały przemielone, jak głosi legenda, na papier toaletowy… Zachowały się nazwiska od A do F, a od F do W już nie.
Wróćmy do dzieł utraconych. Czy możemy wskazać jakieś konkretne przykłady?
Jedno z najcenniejszych dzieł zabranych przez armię sowiecką, które znajduje się w Muzeum Puszkina, to XVI-wieczny obraz "Madonna z Dzieciątkiem i papugą na tle krajobrazu". Stanowiło element kolekcji przedwojennej Muzeum Sztuki w Łodzi. Wyjątkowy jest także portret Johanna von Schwarzwaldta autorstwa Hansa Holbeina młodszego. Wiemy też, że ze zbiorów gdańskich zaginęła licząca 14 tys. obiektów kolekcja numizmatyczna pochodząca z Malborka. Nie brakuje informacji o kolekcji gdańszczanina Jacoba Kabruna, z których nie wróciło do Polski 6860 rysunków i grafik, w tym prace niezwykle cennych artystów takich jak Dürer czy Rembrandt i Holbein.
Zrabowano wiele cennych obrazów dawnych mistrzów, m.in. pochodzącą z Gołuchowa "Madonnę z Dzieciątkiem i Janem Chrzcicielem" oraz "Madonnę z Dzieciątkiem i liliami na tle krajobrazu", "Pejzaż włoski" z Wilanowa, pochodzącą z poznańskich zbiorów publicznych "Adorację Dzieciątka" autorstwa Lorenza Di Credi, całe mnóstwo obrazów i fragmentów średniowiecznych ołtarzy ze Śląska. Do ciekawostek, które wywieziono można zaliczyć z pewnością rękopis Juliusza Słowackiego "Dziennik podróży na Wschód".
Bezcenne…
Brakuje w Polsce srebrnego gwizdka szyprów gdańskich z XV wieku… Rosjanie wymawiają się tym, że Gdańsk "nie był polskim miastem przed wojną", w związku z czym oni nie będą niczego oddawali.
Pytanie, komu w takim razie oddaliby mienie zagrabione w Wilnie w czasie II wojny światowej?
Otóż to. Problem w tym, że Rosjanie do żadnego zwrotu zagrabionego mienia się nie palą. Nigdy w tej sprawie dobrej woli tam nie było.
Deklaracje Putina
Władimir Putin zapowiada, że powoła specjalną jednostkę, której zadaniem będzie odzyskiwanie bliżej nieokreślonego mienia z terenów, które wchodziły w skład imperium rosyjskiego i Rosji sowieckiej. Jak pan to skomentuje?
Kąśliwie bym powiedział: zapraszamy. Mam nadzieję, że NATO dotrzyma swoich umów co do gwarancji militarnych wobec Polski. A mówiąc poważniej, myślę, że Rosjanom chodzi być może o nieruchomości, które zaczynają wymykać się im z rąk. Spójrzmy chociażby na Warszawę i przejmowanie przez miasto postsowieckich budynków.
Jeśli chodzi o ruchome dzieła sztuki, to tu niczego nie znajdą. Kierunek wywózki był odwrotny. A wracając jeszcze do naszego głównego tematu - warto byłoby mieć wiedzę, co dokładnie straciliśmy na Wschodzie. Dla kontrastu Szwedzi doskonale digitalizują i opracowują swoje archiwa, w których znaleźć można mienie zagrabione w potopie. Jednocześnie je udostępniają, ułatwiając tym samym pracę historykom i historykom sztuki. Niedługo będziemy mieli pełną świadomość, co z naszych zbiorów zrabowanych podczas potopu szwedzkiego znajduje się w Szwecji.
rozmawiał Tomasz Mincer