Czy Donald Trump pomoże sojusznikom z NATO?
Rosyjski prezydent Władimir Putin i jego przyboczni, jak choćby były prezydent Federacji Rosyjskiej Dmitrij Miedwiediew, co jakiś czas wysyłają słowne pogróżki w stronę państw Zachodu. Ostatnio podczas orędzia skierowanego do narodu władca na Kremlu straszył, że istnieje "ryzyko konfliktu nuklearnego". Putin powiedział też m.in., że Rosja "ma broń, która może uderzyć na terytorium Zachodu".
Nie tak dawno zresztą Putin usiadł za sterami bombowca strategicznego Tu-160M, a moskiewski aparat propagandowy skwapliwie relacjonował ten przelot, o czym zresztą rozpisywały się zachodnie media. Przypomnijmy, bombowiec Tu-160M może przenosić ładunki nuklearne.
Prowokacji nie brakuje. Tylko dziś francuskie Mirage 2000-5 przechwyciły rosyjski samolot transportowy An-72, który znalazł się nad wodami międzynarodowymi na północ od Polski.
Kraje NATO coraz poważniej traktują więc ostrzeżenia rosyjskiego satrapy. Ale być może największą i najskuteczniejszą presję na zwiększenie wydatków na zbrojenia w budżetach państw Sojuszu Północnoatlantyckiego wywołała wypowiedź potencjalnego kandydata Republikanów w wyborach prezydenckich w USA, Donalda Trumpa. Były prezydent USA stwierdził bowiem, że nie będzie chronił takiego państwa NATO, zaatakowanego przez Rosję, które nie przeznacza stosownych kwot na armię - do czego jest zobowiązane, będąc członkiem Sojuszu.
W obliczu tych słów raz po raz pojawiają się wątpliwości, czy również w innych okolicznościach kraje NATO, w tym Polska, mogą liczyć na pomoc USA w przypadku rosyjskiego ataku, gdy lokatorem w Białym Domu zostanie ponownie Donald Trump.
Zachód stracił złudzenia co do Rosji. Wie, że musi się zbroić
Jak tłumaczy redakcji Dziennik.pl znawca polityki amerykańskiej, dr Karol Szulc z Uniwersytetu Wrocławskiego, Donald Trump tak naprawdę nie przejmuje się tym, co dzieje się poza Stanami Zjednoczonymi. Jego zdaniem ten problem [rosyjskiego zagrożenia - red.] nie dotyczy w ogóle USA. Zależy mu wyłącznie na zwiększeniu poparcia w kraju. I to mu się udaje - Trump zyskuje wśród swoich zwolenników, a także wśród rzekomo zmęczonych rosyjską inwazją w Ukrainie - mówi dr Szulc.
Nie zmienia to faktu, że w przypadku ataku na kraj NATO, Stany Zjednoczone dochowałyby swoich zobowiązań wynikających z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Tak przynajmniej uważa dr Karol Szulc. Stany Zjednoczone zainterweniowałyby w przypadku ataku na kraj NATO - przekonuje.
Dr Szulc zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt niefortunnej wypowiedzi Trumpa. Europejczycy za poprzedniej kadencji Donalda Trumpa byli przekonani, że mogą liczyć już tylko na siebie - mówi politolog. Ale wówczas to nie zadziałało, bo nie istniało realne zagrożenie ze strony Rosji - wyjaśnia dr Szulc.
Zdaniem naukowca było dużo słów, a mało konkretnych działań. Teraz można powiedzieć, że Trump nie mówi niczego nowego, tylko być może w nieco ostrzejszy sposób. Za to wszyscy na Zachodzie są pełni obaw względem Rosji. Zdaniem naszego rozmówcy to właśnie zbieżność z jednej strony inwazji rosyjskiej w Ukrainie, destabilizacji systemu bezpieczeństwa, rosnąca świadomość, że scenariusz wojenny w Europie nie jest wykluczony, z drugiej zaś wypowiedzi Trumpa powodują, że "Europejczycy wezmą się do roboty w kwestii własnego bezpieczeństwa". Czyli odpowiednio dużo wydadzą na obronność i wspomogą Ukrainę w walce z rosyjskim agresorem - twierdzi dr Karol Szulc.
Tomasz Mincer