Wybory samorządowe zbliżają się wielkimi krokami, a jak zauważa wielu internautów, kandydaci PiS-u wstydzą się swojego partyjnego pochodzenia. Wielu z nich nie chce być kojarzonych ze swoją macierzystą partią.


Na przykład starający się o stanowisko prezydenta Warszawy Tobiasz Bocheński, w wywiadach podkreśla, że nie jest i nigdy nie był członkiem PiS. Logotypu i nazwy Prawa i Sprawiedliwości nie ma też w materiałach wyborczych Łukasza Schreibera startującego na prezydenta Bydgoszczy, czy Ryszarda Czarneckiego, który wystartował już z kampanię do PE.

Reklama

To jest rzeczywiście symptomatyczne. Jeżeli od poprzednich wyborów minęło mniej więcej pół roku, a partia, która formalnie ilością głosów tamte wybory wygrała, już wstydzi się swojego, bardzo mocno kiedyś eksponowanego loga. To znaczy, że wiedzą więcej niż my wiemy - powiedział w rozmowie z Dziennik.pl dr Mirosław Oczkoś, ekspert ds. wizerunku i marketingu politycznego.

Ekspert podkreślił, że nie przypomina sobie takiej sytuacji. Oczywiście jak już partia schodzi, nie ma żadnego znaczenia, agonia trwa ileś lat – to może się tak dziać. Natomiast teraz ani nie ma czasu na rebranding, ani nie ma nic innego w przestrzeni poszczególnych kandydatów, czyli musi być ogólnie takie przekonanie, że to jest obciach, że to może im przynieść ujemny elektorat, ujemne postrzeganie - zaznaczył.

"Duchy polityczne". Kandydaci z PiS-u wstydzą się swojej partii?

Dr Oczkoś zwrócił też uwagę, że może to być związane z ilością afer, jakie cały czas wychodzą na światło dzienne, oraz z nierozliczeniem przegranych - w efekcie końcowym - wyborów. Centrala się nie rozliczyła z wyborów, bo nadal winni porażki, czyli oddania władzy nie zostali ukarani, bo musiałby się ukarać sam Kaczyński. Kaczyński sprytnie to przerzucił do przodu. Trwa bardzo ostra walka i wewnątrz PiS-u i Solidarnej Polski, o to, kto będzie rządził. Pojawia się raport Kurskiego, który wskazuje jednoznacznie na Morawieckiego, czyli szykuje się czystka. Jeśli uznają, że warto poświęcić Morawieckiego, to go poświęcą - wskazał.

I teraz jak popatrzymy na tych nieszczęśników, którzy lepie lub gorzej kandydują, bo przecież nie wszyscy są nieudacznikami. Ten program "nieudacznik plus" nie dał się wprowadzić do końca. To oni faktycznie mają albo bardzo malutkie logo, które np. zasłaniają ręką albo w ogóle nie ma logotypu jak np. Schreiber, Czarnecki czy Bocheński. I jest to krajobraz po bitwie. My widzimy poruszających się polityków, ale okazuje się, że to są już tylko duchy polityczne, które próbują wrócić do świata żywych - podsumował dr Mirosław Oczkoś.