"400 polskich żołnierzy pełni pokojową misję w Czadzie od lutego 2007 r. Latem 2008 r. kontyngent został wyposażony w sześć transporterów opancerzonych Rosomak. Rosomaki miały zwiększyć bezpieczeństwo żołnierzy na patrolach. Lecz - jak twierdzi prokuratura - ich przydatność jest ograniczona. Powód: wadliwe osadzenie obrotowych wieżyczek, na których montowane jest uzbrojenie" - pisze "Gazeta Wyborcza".

Reklama

>>> Tak generał walczył o sprzęt dla żołnierzy

Według prokuratury wadę jeszcze przed przerzuceniem sprzętu do Czadu wykryli eksperci z Wojskowego Instytutu Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku. Uniemożliwia ona używanie transporterów w warunkach bojowych. Przy nachyleniu większym niż 5 stopni (np. przy wjeździe na krawężnik) mechanizm obrotowy wieżyczki może żołnierzom z załogi poucinać ręce. Rosomaki mogą się więc poruszać tylko z zablokowaną wieżą.

Mimo takiej ekspertyzy transportery wysłano do Czadu. "Nie ma możliwości poprawienia mechanizmu na miejscu, można to było zrobić tylko u producenta. Na dodatek okazuje się, że producent nie jest zobowiązany do naprawienia swojego błędu w ramach gwarancji" - mówi asz "GW" informator z Prokuratury Wojskowej.

Reklama

Inną wersję przedstawia sam gen. Waldemar Skrzypczak. Twierdzi, że o wadach wieżyczek nic nie wiedział, a dwa miesiące później specjalna komisja MON odebrała rosomaki w Czadzie jako sprawne.

Były generał wyjaśnia "Gazecie", że w przeddzień wpłynięcia do portu w Szczecinie statku wyczarterowanego z Grecji w celu przewiezienia sprzętu do Czadu, dostał telefon od szefa Sztabu Generalnego gen. Franciszka Gągora: "Pytał mnie, co robić, bo obrotnice rosomaków przechodzą właśnie końcowe badania specjalistów z departamentu zaopatrywania MON. Okazało się, że dzień przestoju statku w porcie będzie kosztował ponad 1 mln zł, a jeśli statki wypłyną bez sprzętu, będzie to kompromitacja Polski w oczach Francuzów [to oni organizowali misję UE w Czadzie]. W takiej sytuacji zdecydowałem, że wysyłamy rosomaki" - powiedział. Według niego gen. Gągor miał odpowiedzieć: "Dobrze".

>>> Slrzypczak odchodzi. Rząd w panice

"Szef Sztabu doskonale wiedział, co robię. Uratowałem budżet przed stratami, a MON przed kompromitacją. Nie zgrały się działania departamentu zaopatrywania z logistyką i ja mam teraz za to ponosić odpowiedzialność? To dalszy ciąg nagonki na mnie" - uważa Skrzypczak.