Duda i Tusk w Waszyngtonie. Po co nam Apache
Prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk odbyli spotkanie z prezydentem USA Joe Bidenem. Lokator Białego Domu potwierdził gwarancje USA wobec Polski. Zaangażowanie Ameryki w Polskę jest żelazne - zadeklarował Biden. Zawsze mówimy, że atak na jednego z sojuszników jest atakiem na nas wszystkich - dodał amerykański prezydent.
Przy okazji opinia publiczna dowiedziała się o amerykańskiej zgodzie na zakup przez Polskę śmigłowców Apache, 1800 rakiet i o pożyczce w wysokości 2 miliardów dolarów na zakup uzbrojenia.
Pytany o skutki wizyty czołowych polskich polityków w USA, dr Karol Szulc, amerykanista i politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, wskazuje na jeden, nie do końca spodziewany, element. Troszkę zaskoczył mnie ten konkret, to znaczy 2 miliardy pożyczki i 96 śmigłowców Apache.Acz z punktu widzenia militarnego to nie ma za dużo sensu, bo wojna w Ukrainie pokazuje, że śmigłowce odpadły w przedbiegach - ocenia politolog.
Są też rakiety, ale to jest raczej uzupełnianie potencjału obronnego niż jego rozbudowywanie - dodał dr Szulc. Same Apache są tylko po to, bo Amerykanie chcą się ich pozbyć, a Polacy je biorą. Myślę, że i Andrzej Duda, i Donald Tusk się na to godzą, gdyż jest to tzw. hedging, czyli strategia zabezpieczająca relacje z USA na wypadek wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich - tłumaczy amerykanista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dr Szulc przypomina, że tego typu działania wpisują się w dotychczasowy kurs polskiej polityki zagranicznej, która niezwykle dowartościowuje relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Dotyczyło to nawet postkomunistycznej lewicy. Za rządów SLD było podobnie, bo przecież samoloty F-16 też nie były najlepszym wyborem, ale ich zakup cementował niejako sojusz, względnie uzależnienie od Stanów Zjednoczonych - przypomina. To ta ekipa zgodziła się na inwazję na Irak i nawet na nielegalne więzienia. W sprawie sojuszu z USA jest zgoda między wszystkimi siłami w Polsce - przekonuje dr Szulc.
Zdaniem politologa, nowa umowa z Amerykanami może mieć jedną, podstawową zaletę. Jeżeli Trump zostanie prezydentem, to tym ruchem wytrąca się mu argument z ręki - jeśli on w ogóle będzie zwracał uwagę na takie rzeczy - który ktoś mógłby podnieść, mianowicie że Polacy w jakiś sposób osłabiają sojusz z USA. Zdecydowanie nie osłabiają, wręcz przeciwnie - biorą nieprzydatne Apache. Oczywiście, one się kiedyś mogą okazać pomocne, ale tak naprawdę potrzeba ich w masie, trzeba je móc produkować, a nie tylko trzymać - tłumaczy.
Jak Biały Dom widzi sytuację polityczną w Polsce? Zła wiadomość dla Dudy
Przed wizytą prezydenta Dudy i premiera Tuska w USA komentatorzy zwracali uwagę na nietypowy skład naszej delegacji. Zdaniem dra Karola Szulca ten aspekt nie jest bez znaczenia dla ogólnej oceny relacji polsko-amerykańskich. Można widzieć tę wizytę - i myślę, że do pewnego stopnia słusznie - jako oznakę, że Joe Biden nie ufa Andrzejowi Dudzie. Prezydent USA wie, że Duda nie jest człowiekiem sprawczym, że jest wykwitem politycznym swojego środowiska - przekonuje.
Pytany o format wizyty, politolog wyjaśnia, że tradycyjnie tego typu spotkania odbywają się bez udziału premiera. Takie porozumienie w sprawie zakupu uzbrojenia mógłby zresztą podpisać nawet ambasador Polski w Stanach Zjednoczonych z poruczenia ministra spraw zagranicznych i premiera. Zdaniem politologa, USA rozumieją, że dla naszego społeczeństwa bardzo ważne są teatralne, symboliczne gesty, które podkreślają wagę Polski, m.in. w kontekście toczącej się wojny w Ukrainie.
Co więcej, "Donald Tusk został zaproszony jako ten, kto zdaniem Bidena, ma o wiele większy wpływ na życie polityczne w Polsce, co jest zresztą prawdą" - tłumaczy dr Szulc. Jego zdaniem Tusk ma też większe przełożenie na relacje z sojusznikami Ameryki w Europie. Dowodem na to jest zaproszenie Tuska przez kanclerza Niemiec Olafa Scholza do Berlina, by wspólnie z prezydentem Francji, Emmanuelem Macronem, w ramach Trójkąta Weimarskiego omówić amerykańską wizytę polskiego premiera. To właśnie pokłosie wizyty Tuska w USA. Polski premier jest dziś w ofensywie, ma dobre relacje ze Stanami, jest o nim głośno. W dodatku mija 25 lat od wstąpienia Polski do NATO i to dobra okazja, by mówiąc kolokwialnie, zagęścić ruchy - tłumaczy dr Szulc.
Politolog wskazuje również na znaczenie wizyty w USA i spotkania z Bidenem dla samego premiera. Tusk na pewno chciał się pokazać jako polityk proamerykański, bo czasem przykleja się mu łatkę proeuropejskiego, zaniedbującego relacje ze Stanami Zjednoczonymi, co nie jest prawdą. Dr Szulc podkreśla także wagę słów Donalda Tuska w sprawie potencjalnych skutków wstrzymywanej amerykańskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy.
Przypomnijmy, polski premier powiedział, że "brak pozytywnej decyzji pana [republikańskiego spikera Izby Reprezentantów Mike'a - red.] Johnsona będzie kosztować życie tysięcy". Ponosi on za to osobistą odpowiedzialność - mówił Tusk w Waszyngtonie.
Myślę, że ten przekaz trafi do Republikanów - stwierdza dr Szulc. Jeśli również prezydent Duda wypowiedział się w podobnym tonie, to wypada jedynie podsumować, że obaj panowie dobrze zrobili.
Tomasz Mincer