"Podczas pierwszej części kongresu, w 2006 roku dyskutowaliśmy o naszym programie. Siłą rzeczy ta dyskusja była więc skierowana na zewnątrz. Teraz jest dokładnie odwrotnie:będziemy rozmawiać o statucie, więc o sprawach czysto wewnętrznych" - tłumaczył decyzję o zamknięciu kongresu dla mediów rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak.

Reklama

Zdaniem polityka PiS wewnątrzpartyjne sprawy i tak nikogo postronnego by nie interesowały, więc brak możliwości obserwacji dyskusji dla nikogo nie powinien być problemem. Tyle oficjalne stanowisko.

>>> Czytaj więcej: Mniej władzy Kaczyńskiego w PiS

Nieoficjalnie niektórzy politycy partii Jarosława Kaczyńskiego są krytyczni. "Znów coś chcemy ukrywać. Po co? Czego się boją, tego że ktoś powie, że wciąż w naszej partii nie ma demokracji? Przecież każdy to wie" - mówi jeden z naszych rozmówców. Inny z delegatów dodaje, że jego zdaniem kierownictwo partii chce ukryć to, że zmiany w statucie są tylko kosmetyczne, a o szumnie zapowiadanej demokratyzacji partii w ogóle nie ma mowy. "Panie redaktorze, przecież jeśli to będzie zamknięte, to nikt prosto do kamery panu nie powie, że to wszystko nic niewarte, wszyscy się boją" - zaznacza.

Reklama

Współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego odpierają te zarzuty. "Jesteśmy partią demokratyczną, a po sobotniej dyskusji będziemy jeszcze bardziej" - przekonują.

Jak ustaliliśmy, jedną ze zmian proponowanych do statutu PiS jest zapis, że szefami regionalnych struktur tej partii mają zostać osoby, które mają największe poparcie społeczne. Jak to zmierzyć? Liczyć się będą wyniki osiągnięte w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych i samorządowych. "To jakieś nieporozumienie" - mówi jeden z wpływowych działaczy. "To oznacza, że jeśli tuż przed wyborami do PiS zapisałaby się Doda, która siłą rzeczy dostałaby dobry wynik, to już następnego dnia po wyborach powinna zostać szefem regionu, a może i całego województwa!"

Co na to zwolennicy nowego statutu? "Celebryci w PiS? Proszę nie żartować, my takich rzeczy nie robimy" - zapewnia jeden z nich. I dodaje: "To jest pomysł o tyle dobry, że zakłada rywalizację, i to że premiowane będą teraz te osoby, które poważnie traktują swoich wyborców. Rywalizacja w polityce jeszcze nikomu nie zaszkodziła".