Migalski w polityce jest dopiero od pięciu miesięcy. Z miejsca stał się gwiazdą PiS. I - według jednych - nadepnął komuś na odcisk. Według innych - za bardzo uwierzył w siebie. W PiS powstał już wręcz katalog zarzutów pod jego adresem.

Reklama

Po pierwsze chodzi o przekazywanie na rzecz partii części wynagrodzenia. Każdy członek PiS piastujący mandat lub stanowisko z rekomendacji partii ma odprowadzać do wspólnej kasy 5 proc. swoich zarobków. Migalski składek nie odprowadza, ale też nie jest członkiem PiS. "Będę wspierał partię dobrowolnymi darowiznami" - zapewnia.

>>>Europoseł Migalski krytykuje...PiS!

Zarzuty wobec Migalskiego dotyczą także spraw politycznych. Niedawno na swoim blogu skrytykował pomysł nierozmawiania z Januszem Palikotem i Stefanem Niesiołowskim. Ale z naszych informacji wynika, że zrezygnował z pomysłu drugiej debaty z Palikotem. Eurodeputowany twierdzi, że jeżeli faktycznie taka dyrektywa istnieje, to on się temu podporządkuje."Nie łamię zasad, ale to nie znaczy, że nie mogę powiedzieć, co o tym myślę" - mówi. I zaznacza, że robi to w interesie partii. A jeden z bliskich mu polityków przyznaje: "Ktoś Markowi chce zniszczyć dobrze zapowiadającą się karierę polityczną albo przynajmniej zniechęcić go do jej rozwijania".

Krytycy Migalskiego w odpowiedzi podnoszą kolejny zarzut: europoseł nie zatrudnia w biurach eurodeputowanych młodych osób wskazanych przez regionalne władze. "Pomysł polegał na tym, by młodzi działacze zdobywali doświadczenie europejskie" - tłumaczy ważny polityk PiS. I twierdzi, że Migalski i związany z Radiem Maryja prof. Mirosław Piotrowski tych zobowiązań nie dotrzymali. "Zatrudniam siedemnastu asystentów w Polsce i Brukseli. I nie rozróżniam, którzy są polecani przez partię, a którzy nie mają takiej rekomendacji, bo dla mnie liczą się kompetencje" - odpowiada na te zarzuty Migalski. I zapewnia: "Nie było żadnych przedwyborczych ustaleń".