Anna Jarucka była asystentką Włodzimeirza Cimoszewicza, gdy ten szefował resortowi dyplomacji. Gdy wywołała aferę związaną z oświadczeniami majątkowymi swojego szefa, była w ciąży. Po porodzie zdecydowała się pójść na urlop wychowawczy. Teraz chce wrócić do pracy. Ma zacząć 27 października.

Reklama

>>> Czytaj także: Kto stał za Jarucką?

"Jeszcze nie rozmawiałam z przełożonymi o szczegółach mojego powrotu. Chciałabym wrócić na moje wcześniejsze stanowisko" - powiedziała w rozmowie z tvp.info Anna Jarucka. Jednak ministerstwo nie potrafi jeszcze określić, czy to się uda.

>>> Czytaj także: Jarucka przegrała z Michnikiem

Anna Jarucka stała się sławna dzięki przesłuchaniu przed orlenowską komisją śledczą. Powiedziała wtedy, że Cimoszewicz w 2002 roku miał ją upoważnić do zmiany jego oświadczenia majątkowego z poprzedniego roku. Na jego prośbę miała wtedy usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informacje o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen.

Reklama

Wybuchł wielki skandal, który skończył się rezygnacją Cimoszewicza ze startu w wyborach prezydenckich. Były szef MSZ zadeklarował wtedy, że wycofuje się z polityki. "Są ważniejsze rzeczy. Trzeba jechać do lasu" - padło wtedy słynne zdanie.

>>> Czytaj także o procesie, jaki Jarucka wytoczyła MSZ

Reklama

Gdy emocje opadły, wszystko się odwróciło i z oskarżeń musiała się tłumaczyć sama Jarucka. Prokuratura oskarżyła ją o posługiwanie się sfałszowanym upoważnieniem, które miał rzekomo wystawić jej Cimoszewicz. Poza tym asystentka byłego szefa MSZ usłyszała zarzut ukrywania dokumentów resortowych w domu.

Prokuratorzy tłumaczyli, ze motywem miała być chęć zemsty, bo wcześniej Jarucka bezskutecznie zwracała się do szefa MSZ o wysłanie jej na placówkę dyplomatyczną we Włoszech. W 2007 r. rozpoczął się przeciwko niej proces karny w tej sprawie, który trwa do dziś. Jarucka nie przyznaje się do zarzutów i powtarza, że nie fałszowała żadnych dokumentów.

W międzyczasie Jarucka oskarżyła MSZ o mobbing i sama wytoczyła resortowi proces. Domagała się 50 tys. zł zadośćuczynienia za szykanowanie, m.in. poprzez obniżenie jej stopnia służbowego, nieudzielanie urlopu czy umieszczeniu na stronie ministerstwa negatywnych informacji o niej. Sąd nie przyznał jej jednak racji.

Dziwnym zbiegiem okoliczności Jarucka zgłosiła chęć powrotu do pracy, gdy lewica zastanawia się, jak namówić Cimoszewicza do reprezentowania jej w wyborach prezydenckich.