"Gdybyśmy mieli (Mistrale - red.) w czasie ubiegłorocznej wojny z Gruzją, to w 40 minut dostarczylibyśmy na front tyle wojska i sprzętu, ile nasza Flota Czarnomorska w 26 godzin" - komentuje dowódca rosyjskiej marynarki wojennej admirał Władimir Wysocki.

Reklama

Okręty klasy Mistral, z których pierwszy został zwodowany zaledwie trzy lata temu, mogą rozwinąć prędkość 18 węzłów, a jedno tankowanie umożliwia im przepłynięcie 20 tys. mil morskich. Może zabrać na pokład do 900 żołnierzy oraz 16 śmigłowców - z czego sześć może być jednocześnie na pokładzie. Do tego 40 czołgów lub 70 innych wojskowych pojazdów. Za te ogromne możliwości trzeba zapłacić. I to słono - co najmniej pół miliarda dolarów za jednostkę.

Według oficjalnych zapewnień Rosja potrzebuje tego typu okrętów do operacji pokojowych i walki z morskimi piratami. "O militarnej potędze świadczy flota. Amerykanie mają lotniskowce, które docierają do najbardziej newralgicznych rejonów świata i dzięki temu kontrolują strategiczne cieśniny Morza Śródziemnego, Zatokę Perską czy Pacyfik. A my mamy tylko jeden, który jest tak przestarzały, że z powodu ciągłych awarii ostatnio cały czas jest w stoczni. Kreml chce zmienić tę sytuację" - mówi nam rosyjski ekspert do spraw wojskowości Nikołaj Nowiczkow.

Sprzedaż desantowca budzi obawy sąsiadów Rosji: zwłaszcza Ukrainy i Gruzji, bo pierwszy okręt wszedłby w skład Floty Czarnomorskiej. "Protestujemy przeciwko sprzedaży Moskwie tak nowoczesnej broni. Po ubiegłorocznej wojnie to dla nas ogromne zagrożenie" - powiedział agencji AP Nika Laliaszwili z komisji obrony gruzińskiego parlamentu.

Z francuskich planów nie są też zadowolone pozostałe państwa NATO, ale na razie nie zamierza torpedować planów Paryża. "Przyglądamy się negocjacjom" - stwierdził jedynie rzecznik Sojuszu James Appathurai.

Zdaniem analityków Moskwa kupując okręt może prowadziś zręczną grę z Francuzami. Pod pozorem wielkiego kontraktu z jednego Mistrala inżynierowie rosyjscy mogą skopiować zachodnie rozwiązania i zbudować własne odpowiedniki Mistrali.