Państwa rozwijające się zażądały w Kopenhadze funduszy i nowoczesnych technologii, by móc utrzymać tempo dotychczasowego rozwoju i jednocześnie uczynić go bardziej ekologicznym. Kraje Afryki, Azji i Ameryki Południowej domagają się pomocy krajów bogatych, argumentując, iż Zachód przez lata budował swoją gospodarczą pozycję bez dbania o środowisko naturalne, a teraz odmawia tego samego prawa innym. Najbogatsze kraje nie są jednak skore do wydawania bajońskich sum ani dzielenia się technicznymi nowinkami i domagają się, by kraje rozwijające finansowały "zielony rozwój" z własnej kieszeni.

Reklama

W czwartek amerykański miliarder węgierskiego pochodzenia przedstawił projekt rozwiązania tego problemu. Według Sorosa idealnym środkiem pozwalającym na zaspokojenie potrzeb krajów rozwijających się bez angażowania kapitałów państw bogatych byłoby użycie pieniędzy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Konkretnie chodzi o zainwestowanie jednostek rozrachunkowych MFW (tzw. praw ciągnienia) w projekty służące redukcji emisji dwutlenku węgla w krajach rozwijających się.

Według Sorosa najbogatsze państwa popełniają błąd, zakładając, iż dodatkowa pomoc dla krajów rozwijających się musiałaby pochodzić z ich własnych budżetów. "Oni już mają te pieniądze. Leżą one bezczynnie na ich rachunkach rezerw i w skarbcu MFW" - mówił w Kopenhadze Soros.

79-letni miliarder przekonuje, że za pieniądze Funduszu można sfinansować szereg projektów w leśnictwie, rolnictwie czy gospodarce gruntami. W tych dziedzinach możliwości redukcji emisji gazów cieplarnianych, odpowiedzialnych za zmiany klimatyczne - jest największa. By pomysł Sorosa wszedł w życie, muszą go zaakceptować m.in. amerykański Kongres oraz dyrektor MFW. Dziś wydaje się to mało prawdopodobne.