Po okresie napięć w stosunkach z Pekinem, wywołanych majową wizytą Dalajlamy XIV w Danii, gdzie przyjęty został przez premiera Larsa Loekkego Rasmussena i szefa duńskiej dyplomacji Pera Stiga Moellera, w nocie potwierdzono "suwerenność Chin nad Tybetem".

Reklama

Wizyta, według Kopenhagi "nieformalna i o charakterze prywatnym", pociągnęła za sobą anulowanie wizyt duńskich ministrów w Chinach i była przyczyną problemów duńskich firm w tym kraju.

Dania w czwartek zapewniła, że jej polityka chińska nie uległa zmianom, i potwierdziła, że "Tybet jest integralną częścią Chin" i dlatego sprzeciwia się niepodległości tego terytorium, anektowanego przez Pekin w 1951 roku.

Notę, popieraną przez duże partie opozycyjne - socjaldemokratów (SD) i socjalistów ludowych (SF), żywo skrytykowała skrajnie prawicowa Duńska Partia Ludowa (DF).

Reklama

Jej rzecznik Soeren Espersen powiedział, że rząd się ugiął i "pada na kolana przed Chinami". Według niego doszło do zasadniczej zmiany, ponieważ "Dania w tej nocie aktywnie sprzeciwiła się niepodległości Tybetu", spełniając to, czego domagał się Pekin. Gdyby wszystko było jak przedtem, po co trzy miesiące negocjacji z Chinami w sprawie noty - dodał Espersen, który jako członek parlamentarnej komisji spraw zagranicznych wiedział o pertraktacjach.

Według politologa Hansa Engella, rząd ustąpił pod chińską presją w trosce o swoje przedsiębiorstwa, a normalizację stosunków z Pekinem podyktował pragmatyzm polityczny i interesy handlowe. Engell przypomniał, że sześć miesięcy wcześniej minister spraw zagranicznych Per Stig Moeller podkreślał, że Dania chce dla Tybetu autonomii wewnętrznej oraz większych swobód i niezależności.